Dzisiaj po dłuższej przerwie wróciłem do redakcyjnej Xantii. Nie ma klimatyzacji, nie ma systemów multimedialnych, ale z całą pewnością ma duszę. Był to powrót trochę syna marnotrawnego, bo samochód zostawiony na parkingu stał tutaj dobrych kilka tygodni. Księżniczki Citroëna nie są kapryśne, ale ta Xantia rozładowała akumulator. Bo może było to kilka dłuższych tygodni – pomyślałem, szukając pomocnej dłoni.
Citroëna Xantię kupiliśmy od pierwszego właściciela, człowieka który wygrał ją w konkursie Super Expressu. Jeździł u niego 20 lat i trafił do nas do redakcji. Moja koleżanka po piórze, Małgosia Kozikowska, jechała po nią aż do Wrocławia. Auto miało sporo drobnych rzeczy do zrobienia, zrobiliśmy też porządek z dużą ilością wgniotek i odświeżyliśmy lakier. Samochód dostał wiele rzeczy nowych – przede wszystkim opony, hamulce, oryginalne radio, francuskie głośniki Focal. Wróćmy jednak do naszej pozostawionej na parkingu Xantii. Szukałem kogoś, kto pomoże.
Pomocna dłoń znalazła się bardzo szybko w postaci właściciela Renault Megane, z którym przy okazji zrobiliśmy sobie pogawędkę o samochodach. Wcześniej jeździł Fordami, od jakiegoś czasu ma Megane III w kombi z całkiem fajnym wyposażeniem. Z auta jest bardzo zadowolony, chwali i wygodę i niezawodność. Meganka młodsza od Xantii od dobre 12 lat. Prąd płynął, my się zagadaliśmy, Xantia odżyła i mogłem nią trochę pojeździć.
A właściwie nie miałem wyjścia, bo przy rozładowanym akumulatorze warto przynajmniej pół godzinki pojeździć. I taka przejażdżka z jednej strony bez celu, z drugiej bez klimatyzacji, za to z otwartymi oknami a z trzeciej nie chciało mi się przerywać. Serio, hydropneumatyki ciągle, po tylu latach, działają na mnie – i na resztę redakcji – jak narkotyk. Wciąga.
Xantia domagała się więcej i więcej a ja jeździłem po ulicach, uliczkach i dróżkach i tak minęło pół godziny, godzina, półtorej, dwie… – Dość tego Xantia – powiedziałem, wracamy na parking. A ona strzeliła focha i zapaliła żółte światełko ostrzegawcze przy wskaźniku poziomu paliwa. Przyznam, że było to bardzo złośliwe, bo do stacji tu mam dobrych parę kilometrów. – No dobra, niech ci będzie – westchnąłem. Pojechaliśmy.
Nie, nie było tam drugiej Xantii, ani innego hydropneumatyka. Zatankowaliśmy. I znowu nie chciało mi się wracać. Te przejażdżki z otwartymi oknami, jakąś muzyką w tle, lekko kołysząc się na hydropneumatyce dają naprawdę dużo radości. Takiej czystej motoryzacyjnej przyjemności. Fajne uczucie, naprawdę fajne.
Najnowsze komentarze