Rzecz działa się w latach
osiemdziesiątych, a znajomy poderwał super dziewczynę i
zaproponował jej wspólna wycieczkę do Turcji. Dziewczyna, podobno
piękna, długonoga, długowłosa blondyna, napaliła się na turecki
kożuch, więc na wspólną wyprawę się zgodziła z ochotą. Niemal
kolanami upychali do cytrynki bagaże, wśród których były głównie
jej kosmetyki i miliardy ciuchów, ale i dwa śpiwory. O śpiwory
była zresztą awantura, bo Długonoga uważała, że zabierają
miejsce w cytrynce, a przecież będą nocować w motelach i na
cholerę im te śpiwory. Znajomy jednak się uparł. Powiedział, że
po drodze mogą mieć różne przygody, więc śpiwory wziąć muszą.
I tak wypakowana po brzegi cytrynka ruszyli do Turcji. Dopiero w
Turcji okazało się, że zapomnieli kanistra na benzynę, bo
długonoga uznawszy, że zajmuje miejsce i tak wypełnione po brzegi
chociażby przez te cholerne śpiwory, wystawiła kanister na
zewnątrz. Musi być miejsce na kożuchy i inne rzeczy kupione w
Turcji – pomyślała. I tak kanister został na podjeździe przed
domem znajomego. Nie były to czasy, gdy stacji benzynowych było jak
psów. A i kanistry były towarem deficytowym.
Znajomy brak kanistra
stwierdził, gdy w Turcji stacji po drodze nie było, a paliwa
ubywało. Postanowił wtedy zatrzymać się i dolać z kanistra
rezerwę, a tu… niespodzianka. Obok nadąsana Długonoga, bo swojej
wściekłości na nią i fakt, że zostawiła kanister ukryć nie
mógł, więc powiedział jej parę przykrych słów. Jak wspominał,
pozostała im tylko modlitwa do Anioła Stróża i Świętego
Krzysztofa. Modlitwa rzecz jasna o znalezienie stacji benzynowej,
zanim bak cytrynki wyschnie na wiór. I o to po chwili ujrzeli po
drodze drogowskaz mówiący, że stacja jest 15 kilometrów w bok w
jakimś małym miasteczku. Zjechali z trasy i od razu się
rozczarowali. Choć ich oczom ukazała się stacja, to była jednak
zamknięta. Do najbliższej czynnej pozostało kilkadziesiąt
kilometrów i już wiedzieli, że benzyny w baku im nie starczy.
Zdecydowali się nocować w tym miasteczku w pobliżu tej zamkniętej
stacji, która miała zostać otwarta rano. Moteliku w miasteczku
niestety nie było. Napotkani o tej porze Turcy nic nie rozumieli z
pantomimy, którą odstawiał znajomy, więc nie udało im się
znaleźć kwatery prywatnej. Dlatego zdecydowali się nocować w
samochodzie. Samochód zaparkowali w bocznej uliczce koło jakiejś
pompy, pod którą po zapadnięciu zmierzchu umyli zęby itd.
Pieczołowicie upychali bagaże na podłodze kładąc się niemal na
nich. Długonoga była wściekła, że nie ma motelu, więc zażądała
wydzielenia w aucie kabiny dla siebie, co znajomy skwitował pukaniem
się w czoło. Dzielenie cytrynki na pokoje wydało mu się pomysłem
co najmniej idiotycznym. Kłócili się do północy o to czyja wina,
że nocują w aucie koło pompy w małym tureckim miasteczku. W końcu
zmożeni podrożą, kłótnią i przygodami zasnęli. Obudzili się,
bo mieli wrażenie, że auto się rusza. Nie wiedzieli, czy jest noc
czy już dzień, bo przez okna nic nie było widać. Znajomy wyszedł
z auta ze szczoteczką do zębów w garści. Jak tłumaczył myślał,
że szybko dokona porannej ablucji i poturla się na stację. Będzie
już tam czekał na jej otwarcie. Okazało się, że już jest biały
dzień i to prawie dziesiąta godzina, a boczna uliczka małego
miasteczka jest targowiskiem. To co zasłaniało im widok to były
dywany, którymi obłożono im samochód. Pod pompą, która wczoraj
służyła im za łazienkę ludzie myli owoce.
Turcy przeżyli szok,
że z małego pudełeczka przykrytego dywanami wyłazi wielki facet
ze szczoteczką. Gdy po chwili ich oczom ukazała się Długonoga
ponoć zapiali z zachwytu, ale też i zdumienia, co to pudełeczko w
sobie mieści, bo długonoga zaczęła wystawiać z niego walizki z
kosmetykami, a potem składać śpiwory, zwijać i wpychać z
powrotem. Targowisko ją zachwyciło, bo oto marzenie o tureckim
kożuchu miało szansę spełnić się natychmiast. Tak też się
stało. Turcy musieli jeszcze przez chwilę poobserwować procedurę
wpychania do środka czterech kożuchów. I tylko znajomy się
wściekał mrucząc pod nosem. „Tak… cztery kożuchy upchnie, ale
żeby ten jeden kanister mi zostawić to nie! Na to miejsca nie
znalazła!” Długonoga twierdziła jednak już do końca podróży,
że kożuchy, (z których trzy w Polsce opchnęła potem koleżankom),
zawdzięcza temu, że kanister został w domu na podjeździe. Znajomy
pocieszał się z kolei dowiedzionym faktem, że w cytrynce, wbrew
pozorom, można się wyspać. Przecież wtedy aż do 10-tej rano
spali i nie wiedzieli nic o bożym świecie. Choć turecki bazar, jak
głosi stugębna plotka, do cichych podobno nie należy…
Najnowsze komentarze