W 1928 roku polską prasę zaprzątała kwestia hałasu, jaki powodują samochodowe trąby i trąbki. Dzisiaj powiedzielibyśmy klaksony, ale wtedy dźwięki ostrzegawczy wydawało (i bardzo irytowało pieszych) zupełnie inne urządzenie”. Poczytajcie:
„Gdyby na księżycu istniało obserwatorium astronomiczne z olbrzymim teleskopem, skierowanym na nasz padół łez, toby w prasie księżycowej wiele pisano o dziwnych zwierzętach, rojących się od pewnego czasu po powierzchni ziemi. Drapieżne i żarłoczne te stworzenia — pisałby np. „Kurjer Księżycowy” — podobne są do olbrzymich chrząszczy, pokrytych twardą rogową skorupą, zabarwioną na różne kolory. Insekty uganiają się za ludźmi zwłaszcza po wielkich miastach, gdzie mnożą się z niesłychaną szybkością, terroryzując nieszczęśliwych mieszkańców. W nocy mniej liczne, świecą zdaleka fosforycznemi ślepiami. We dnie biegają chyżo po ulicach na swoich krótkich łapkach, rzucają się znienacka na tych przechodniów, którzy są o tyle odważni lub lekko-myślni, że schodzą na Jezdnie — I miażdżą ich na marmelado. Skąd pochodzą te potwory — niewiadomo, dość. że wszędzie ich pełno, a codzienna obserwacja pozwala ogarnąć okiem ogrom dokonywanych przez nie spustoszeli.
Takby pisał dziennikarz księżycowy o rozmnożonym obecnie gatunku samochodów „automobilis vulgaris”.
Nie chcąc czynić przykrości koledze z redakcji, który sam hoduje jedno z tych drapieżnych stworzeń i nawet często go dosiada — nie będziemy rozpisywali się o niechęci, jaką czują osoby, chodzące pieszo, do osób, jeżdżących samochodami. Przysłowie rosyjskie głosi, że „pieszy konnemu nie towarzysz”. Konnemu — a cóż dopiero takiemu, co siedzi na stu benzynowych rumakach! Gdybyśmy hołdowali tak modnej obecnie demagogii (często zwanej demokracją), moglibyśmy nie lada tumult wywołać i do znacznych dojść zaszczytów, wyzyskując po prostu fakt, że ludzi, chodzących pieszo, jest w Polsce znacznie więcej, niż ludzi, jeżdżących samochodami.
Pozostawmy jednak ten cenny atut graczom politycznym, tak skwapliwie chętnym do bronienia interesów wszelkiej „większości”. Niechaj tworzą Ligę Obrony Pieszych, ba nawet nową międzynarodówkę pod hasłem: „Piesi wszystkich krajów, łączcie się!” Niech sobie chóralnie haftują i preczują… my tą drogą nie pójdziemy, pomni innego znowu przysłowia: „hodle mihi, cras tibi*”. To znaczy: dziś mnie zagroził naglą śmiercią jakiś rozbrykany Fordzik, jutro ja siać będę popłoch, pędząc Citroenem. Więc dajmy lepiej pokój, bo to nigdy niewiadomo, kto będzie pod wozem, a kto na wozie w momencie takich bolesnych wypadków, jakich w pewien piękny lipcowy dzień naliczono w Warszawie 20 (słownie: dwadzieścia). Biorąc na uwagę nikłą stosunkowo ilość samochodów, kursujących w naszem mieście — mamy widok na pobicie rekordu światowego w tej dziedzinie.
Ale żart na stronę: mówmy teraz poważnie. Trzebaby wolowej skóry, aby spisać wszystkie problematy, jakie ma teraz do rozwiązania wydział ruchu kołowego, zaskoczony gwałtowną zmianą lokomocji konnej na mechaniczną. Nie roszcząc sobie pretensji do dawania mu rad i wskazówek, chcemy tu jednak zwrócić uwagę czynników miarodajnych na zaniedbaną dotychczas przez nie sprawę, jednakowo dokuczliwą dla wszystkich: sprawę nadmiernego hałasu trąbek samochodowych. Jeśli, czytelniku, wracasz do domu z bólem głowy, z potarganemi nerwami, ze smakiem goryczy w ustach, jeśli czujesz odrazę do całego świata I do samego siebie — to ten rodzaj neurastenii po części trzeba przypisać potwornemu zgiełkowi I piekielnej muzyce, jaką nasi pp. szoferzy wygrywają na swoich wrzaskliwych trąbkach.
Pod tym względem Warszawa jest o wiele dokuczliwsza od Berlina i od Paryża, gdzie przecież ruch samochodowy jest 20 razy większy. A cóżby to było, gdyby zamiast 6000 samochodów, zaroiło się ich w Warszawie 40, tub 60 tysięcy, co nie jest wcale liczbą wygórowaną, jak na milionowe miasto?
Jeśli liczba osób, poturbowanych przez nieostrożnych szoferów, sięga obecnie do 20 dziennie — to jakże określić rozmiar krzywdy, wyrządzanej codziennie nerwom miliona osób przez harmider 6 tysięcy trąb jerychońskich? Krzywda, jaka stąd wyniki dla zdrowia mieszkańców Warszawy, jest niewątpliwa i powszechna.
Dlatego też, w imieniu wszystkich bez wyjątku warszawian I warszawianek, zwracamy się do wydziału ruchu kołowego z uprzejmą prośbą, aby, zamiast hałaśłiwych, beczących, kwiczących I wrzeszczących trąbek samochodowych, nakazał — wyraźnie nakazał pod karą policyjną — używanie trąbek o niskiem, basowem i dyskretnem brzmieniu, które nie płoszą przechodnia I nie denerwują go, a przez to skuteczniej ostrzegają o grożącym niebezpieczeństwie.
* – dziś mnie, jutro tobie.
źródło: Kurjer Warszawski r.108 15 lipca 1928 r.
Originally posted 2022-02-22 15:39:43.
Najnowsze komentarze