Norma Euro 7, która ma być wprowadzona w połowie 2025 roku, nadal nie jest gotowa. Obecnie producenci dysponują tylko opisem, do którego dołączono nieco ponad sto stron niezbyt szczegółowych uwag i wyjaśnień. Wiele osób kwestionuje też sens jej wprowadzenia, z uwagi na fakt, że będzie obowiązywać tylko kilka lat.
Nasze samochody są wyposażane w coraz to bardziej wymyślne formy ograniczania emisji spalin. Dotyczy to zarówno oprogramowania jak i układów, które mają zredukować emisję dwutlenku węgla oraz tlenków azotu. O ile dwutlenek węgla może mieć wpływ na tak zwany efekt cieplarniany, to w przypadku związków tlenku azotu problem jest poważniejszy – bezpośrednio oddziałuje na układ oddechowy w tym płuca a wiele nowoczesnych silników wytwarza owe tlenki azotu z powodu wysokiej temperatury spalania.
Norma Euro 7 ma obowiązywać od połowy 2025 roku i spowoduje wzrost cen nowych samochodów. Jest to spowodowane dodatkowymi wymogami i komplikacjami po stronie rozwiązań technologicznych. Producenci mówią o kwocie nawet 2.000 euro na samochód. Na czym polega wyzwanie? Dzisiaj nie wiadomo do końca jak wymogi owej normy będą wyglądać. Specyfikacja normy zajmuje ponad 100 stron wskazówek, wymagań i uwag. Nie jest zamknięta.
Niektórzy producenci samochodów zwracają uwagę, że wprowadzenie tej normy jest bardzo kosztowne a efekty mogą być niższe od oczekiwanych. Jednocześnie z uwagi na krótki czas do zakazu sprzedaży samochodów nie widać uzasadnienia ekonomicznego.
Euro 7 sprawia więc producentom kłopoty, które wcześniej czy później mogą się zmaterializować na rynku w postaci podwyżek. Ochrona środowiska i naszego zdrowia jest niewątpliwie ważna, warto jednak w końcu zadać sobie pytanie o koszty tego postępu i zrobić ich bilans.
Najnowsze komentarze