Co? Że Škoda nie jest francuska? I co z tego – czy to znaczy, że w naszym wortalu mamy o niej nie wspomnieć? A niby dlaczego? Może uda się uratować kilka osób chcących kupić czeskie vozidlo (czy jak to się tam nazywa) i przekonać je do kupna samochodu, który ma duszę! I w dodatku okaże się, że duszę pokrewną człowiekowi, a nie… Ale o tym za chwilę.
Pisałem już – i to wcale nie tak dawno temu – o reklamach samochodów. Czepiłem się wówczas Opla Astry i sposobu, w jaki to auto jest reklamowane, jak sądzę, nie tylko w Polsce. Dziś przyszła kolej na kolejny produkt przemysłu motoryzacyjnego, tym razem z Czech… Wiecie już, o czym napiszę?
Świetnie! Macie rację! Chodzi o Škodę. Konkretnie – o nową Fabię. Nie będę się czepiał stylistyki tego wozidła, ani tego, z czym się ono kojarzy. Nie będę się czepiał tego, że w reklamach samochody tego producenta są pozycjonowane o klasę wyżej, niż jest w rzeczywistości. Poznęcam się nad konkretną reklamą (jak to zrobiłem w przypadku Opla) i jej scenariuszem…
Jaki jest przeciętny kierowca Škody Fabii? Wiem, wiem… Zaraz nawymyślacie im od kapeluszników, od niedzielnych kierowców itp. Co więcej – zapewne będziecie mieli w dużej mierze rację. Obserwując zachowania wielu kierowców Fabii odnoszę wrażenie, że to naprawdę są niedzielni kierowcy, którzy przesiedli się do czeskiego auta z „malucha”, „dużego” Fiata, czy Tico. Ludzie, którzy kiedyś jeździli mało, bo takie były czasy (i potrzeby), którzy w dawnych czasach wzdychali do Škód, bo na rynku były jeszcze tylko dwa-trzy inne modele, a czeskie auto wydawało się luksusem podobnym do tego zza Odry – Wartburga. Ludzie, którym ZUS wypłaca znakomite renty i emerytury, a wkrótce dojdzie jeszcze drugi filar i zaczną się „wakacje przez cały rok” ;-)
Zresztą mniejsza o to, jacy ludzie w Polsce kupują Škody. Ciekawszym zagadnieniem jest to, jak postrzega ich samo producent, a w Polsce – importer tych samochodów. Zapewne wielu z Was kojarzy reklamę, gdy dwoje młodych (próba poprawienia PR-u marki) ludzi jeździ cały dzień w różne miejsca wożąc jakiegoś typka na tylnej kanapie Fabii. W dodatku panienka jest niechlujna i nieostrożna (oblewa wodą pitą z butelki owego pana siedzącego z tyłu, a więc pewnie i tapicerce się dostało), a reklama wprowadza patriarchalne podejście do życia – Fabię prowadzi tylko on. Ona nie ma prawa jazdy? Może pojawiła się sugestia niemieckich włodarzy z koncernu VAG, by wprowadzić do filmu element słynnego niemieckiego 3xK? ;-)
Ale wróćmy do akcji filmu reklamowego. Wreszcie typek wożony na tylnej kanapie (choć kanapą trudno nazwać tylne miejsca Škody…) wieczorem, najwyraźniej znudzony (zmęczony?) jazdą z tyłu reklamowanej Fabii, pyta, czy para młodych ludzi zdecydowała się kupić testowany samochód. Bo to był test, a raczej jazda próbna!
Na to panienka odpowiada „Myślałam, że już go kupiliśmy!”. Potwierdza to zdanie jej partner. I tu moje pytanie: czy jazda próbna samochodem – choćby trwająca cały dzień – jest jednoznaczna z jego kupnem? Cóż – jeśli taki jest tok myślenia przeciętnego klienta czeskiej firmy, to nie dziwne, że potem wyczyniają oni takie cuda na drogach…
Reklamy samochodów francuskich nie mają takich błędów logicznych, nie zachęcają do niebezpiecznych, niezgodnych z przepisami zachowań (jak to opisałem w przypadku Astry), choć nie brakuje im też pewnych elementów surrealistycznych, czy wręcz fantastycznych. I francuskie firmy motoryzacyjne nie traktują swoich potencjalnych klientów, jak idiotów każąc im zrezygnować z myślenia. Ale – być może – niewprawnym myślenie, nomen omen, szkodzi…
Krzysiek Gregorczyk
Najnowsze komentarze