Nie znam się na futbolu, więc nie będę analizował przyczyn porażki w ujęciu technicznym. W sumie jest mi obojętne, czy Polacy zagrają (już wiadomo, że nie) na Mistrzostwach Świata w RPA, czy też szansy takiej nie dostaną. Co więcej – bez oglądania się na wyniki dwóch ostatnich występów „naszych” uważam, że pojechać tam im nie wolno. Gra na MŚ, to nagroda, ukoronowanie wieloletniej pracy, a nie coś, co powinniśmy naszych kopaczom fundować.
Z tego, co mi się obiło o uszy, PZPN postanowił rozwiązać umowę z „Leo, Why”. Nie wiem, czy to dobrze, czy „Benhałer” popełnił błędy, ile ich było i jakie. Osobiście poszedłbym jednak dalej, a może wręcz inną drogą. Zwolniłbym piłkarzy.
Może założenia taktyczne selekcjonera były złe – to jest prawdopodobne, choć z drugiej strony Leo Beenhakker był cenionym trenerem na Zachodzie. U nas jednak zawsze, gdy dochodzi do tego typu sytuacji, zwalnia się trenera, a piłkarzy gładzi się po główkach. Odpowiedzialność zbiorowa nie tylko wciąż funkcjonuje, ale wręcz ma się coraz lepiej.
Wystarczy sobie jednak wyobrazić taką sytuację – grupa kopaczy dochodzi do wniosku, że selekcjonera nie lubią i chcą się go pozbyć. Przegrywają więc jeden ważny mecz, ale dymisji trenera nie ma. Przegrywają więc kolejny, a porażka jest jeszcze bardziej dotkliwa ze sportowego punktu widzenia. Trenera zwalniają. I to nie czekając na koniec kontraktu, który obowiązuje raptem jeszcze tylko przez dwa miesiące. Pytanie, jakie klauzule zawiera ów kontrakt na wypadek wcześniejszego rozwiązania, i kto za to zapłaci. Bo przecież nie piłkarze.
Ale to tylko teoria, wyjątkowo spiskowa. Prawda może być znacznie prostsza – nasi kopacze nic nie umieją, ale korzystają pełną gębą z profitów zapewnianych im przez PZPN i sponsorów. Zarabiają kolosalne pieniądze, jeżdżą na zgrupowania, podróżują po świecie na nasz de facto koszt, ale z wyników na boisku na dobrą sprawę nikt ich nie rozlicza. Cholera, też bym tak chciał…
Chyba już parę lat minęło od czasu, jak któryś z motoryzacyjnych periodyków opublikował listę naszej ówczesnej reprezentacji wraz z samochodami, jakimi jeżdżą. Większość z nich korzystała z drogich aut niemieckiej produkcji, bo muszą dbać o swój status społeczny, image. No tak – muszą to robić w zaściankowej Polsce właśnie samochodami, bo osiągnięciami sportowymi reprezentacji trudno… W Polsce samochód jest postrzegany wyjątkowo, a jeśli jest niemiecki i w dodatku z górnej półki, to już wiadomo, że jedzie ktoś ważny i bogaty. A że lewy w tym, co robi i z czego ma pieniądze? Cóż – w naszym kraju wciąż wysoko ceni się cwaniactwo, „załatwiactwo”, umiejętność ustawienia się w życiu niekoniecznie efektami swojej pracy, ale często pozerstwem.
Znamienne jest to, że – o ile mnie pamięć nie myli – żaden z ówczesnych reprezentantów Polski nie przyznał się do posiadania samochodu francuskiego. Może to właśnie w tym tkwi przyczyna ich boiskowego kalectwa? Może jeżdżąc drogimi, ale jednak niemieckimi samochodami, wysiadają z nich zmęczeni, sfrustrowani, a nie zrelaksowani i wypoczęci, i to się przekłada na wyniki? Potem nie są w stanie biegać z piłką dwa razy po 45 minut, bo kondycyjnie „wysiadają”? Odczuwają w kościach trudy podróżowania po polskich drogach, choćby nawet na mecze jeździli komfortowymi autokarami, czy latali samolotami? Trenować trzeba codziennie, a i jeżdżą prywatnymi samochodami pewnie codziennie. I nici z treningu, jak zapewnia się sobie tylko „niemiecki komfort” ;-)
Oczywiście dworuję tu sobie z tematu, choć dobrze wiemy, że we francuskim komforcie coś jest. Osobiście jednak – wracając do piłki – zaproponowałbym inne rozwiązanie. Trener trenerem, wisi mi, kto nim będzie, ale piłkarzom płaciłbym stałą pensję, niewielką nawet w porównaniu ze średnią krajową w gospodarce, a zaoferowałbym im wysokie premie uzależnione od wyników, wprowadzając wagę stawki, o jaką walczą. Że co? Że nie byłoby chętnych do gry w reprezentacji? Tym lepiej! Skończyłyby się blamaże, a zaoszczędzoną na tych pseudogwiazdach kasę można by było przeznaczyć na inne dyscypliny sportu, w których już teraz osiągamy znakomite wyniki, ale brakuje środków na rozwój bazy sportowej, na pracę z młodzieżą, na zgrupowania. Piłkarzy stać na wszystko, ale kto powiedział, że to ma być nasz sport narodowy?
Chociaż z drugiej strony się na to doskonale nadaje. Jest świetnym obrazem polskiej miernoty, cwaniactwa, kombinatorstwa i korupcji…
Krzysiek Gregorczyk
zdjęcie piłki pochodzi z serwisu mega-tapety.info
Najnowsze komentarze