Konrad Dula, prezes stowarzyszenia Amicale Citroën Pologne, właściciel firmy zajmującej się renowacją klasycznych Citroënów to postać, której nie trzeba specjalnie przedstawiać. Jest jednym z czołowych europejskich znawców tej francuskiej marki. Rozmawialiśmy z nim na temat początków jego przygody z Citroënem. Opowieść to niezwykła i ciekawa.
Więc jak to się zaczęło – mogłabym zapytać – ale z tego co pamiętam, to zdania od więc się nie zaczyna. Spróbujmy inaczej: jakie są twoje najwcześniejsze wspomnienia?
Moja przygoda z Citroënem trwa od dziecka. W domu zawsze były jakieś Citroëny albo przynajmniej były przedmiotem marzeń. Bo mój ojczulek, przesiąknięty motoryzacją na wskroś i kochał samochody, zawsze fascynował się modelami właśnie tej marki. Były to zawsze aktualne modele które poruszały się po drogach. I chociaż nigdy nie zdarzyło się żebyśmy mieli fabrycznie nowego, to kilkakrotnie zdarzyło się że mieliśmy kilkumiesięczne.
Dlaczego?
Bo zawsze pociągały nas samochody o wyższej kulturze technicznej. Mój tata fascynował się rozwiązaniami technicznymi, poznawaniem ich i próbą zrozumienia jak to działa. A musicie wiedzieć, że były to czasy, gdy o serwisówkach mało kto wiedział a internet był dopiero w odległych planach. Nasza polska motoryzacja miała wspaniałych inżynierów i projektantów, jednak nie mogła przekroczyć progu który dyktował wielki brat ze Wschodu. Wszystkie ciekawe projekty albo były blokowane, albo trafiały do Związku Radzieckiego i tam ginęły w przepastnych szufladach politbiura albo… były kopiowane przez inne zachodnie marki. Wtedy zupełnie nie miałem pojęcia jak silnie związane z Polską jest również marka Citroën. Ale to jest inna opowieść, o której możecie poczytać w dziale Historia.
Zobacz: Amicale Citroen Pologne – zapisz się do stowarzyszenia miłośników klasycznej motoryzacji
Skąd w ogóle Szczecin i Stargard?
Mój tata przyjechał do Szczecina budować fabrykę Junaka. Jednym z wielu jego talentów była znajomość półautomatów. W ówczesnych czasach to były takie maszyny jak dzisiaj CNC. Totalna nowość i techniczny odlot. Fabryka Junaka miała być ikoną polskiego przemysłu motoryzacyjnego. Mało kto dzisiaj wie, że motocykle Junak były eksportowane nawet do Stanów Zjednoczonych i całkiem dobrze tam się sprzedawały, ale to dygresja a nie o tym chciałem opowiedzieć. Tata wracając z wyjazdów po innych fabrykach motoryzacyjnych w Polsce a już szczególnie po pobycie na Żeraniu, opowiadał mi często o dziale prototypów. Inżynierowie z różnych fabryk chwalili się tym co udało im się zaprojektować lub zbudować prototyp i chętnie sobie tą twórczość pokazywali. Trochę się chwalili a trochę wymieniali doświadczenia, dzisiaj byśmy powiedzieli, że to był to taki trochę inżynierski networking.
Masz jakieś zdjęcia z tego okresu?
Czekałem na to pytanie. Chociaż mój tata był zapalonym fotografem a ja sam mam pełno zdjęć z różnych polskich fabryk z różnych okresów produkcji (w między innymi pierwsze 1000 sztuk Junaka z dyrektorem Fortuńskim), tak niestety nie mam żadnych fotek z prototypowni. Tam obowiązywał ścisły zakaz fotografowania, zresztą zasada ta jest aktualna na całym świecie do dzisiaj.
Mieli różne ciekawe rzeczy?
Być może nie wiecie, ale kiedyś, jak Citroën wypuszczał nowy model, to jednym z pierwszych klientów zawsze był szpieg z Volkswagena. Oczywiście z tym szpiegiem to może przesada, ale konkurencja kupowała auta i badała je do ostatniej śrubki. Tata opowiadał mi, że u nich na prototypowni też stały wszystkie motocykle produkowane przez demoludy jak i motocykle zachodnie. Po co? Podglądano rozwiązania, sprawdzano parametry, badano wytrzymałość, starano się wyciągnąć wnioski z ulepszeń. Powodów było mnóstwo.
A jak w tym wszystkim pojawił się Citroën?
Jak wtedy prawie każdy młody chłopak w tamtych czasach, sklejałem modele. Tata z jednego ze swoich wyjazdów przywiózł mi do sklejania model Citroën Traction Avant. Pamiętam jak dziś, że łączyłem wtedy bardzo dokładnie wszystkie elementy bardzo uważając, żeby czegoś nie zepsuć. Mam go do dzisiaj, bo to był mój pierwszy zabytkowy Citroën, chociaż wtedy papierowy. I jakoś tak się zdarzyło, że potem prosiłem ojca tylko o modele tej marki. Zadziałała jakaś Citroënowa magia lub jak kto woli przeznaczenie. Miałem też małe modele marek Burago i Majorette. Ich kupno normalnie było niemożliwe. Kiedy dostawałem od taty bon dolarowy (PRL-owski substytut waluty) gnałem do Pewexu, czyli sklepu z dobrami zachodnimi, i kupowałem model za 90 centów. 10 centów zostawało mi jeszcze na gumę do żucia Donald! Takie to były czasy.
W takim razie kiedy przyszedł czas na coś prawdziwego?
Szybko! Dorastałem i stawałem się niezależny finansowo. Citroën cały czas był obecny w mojej głowie i już wiedziałem, że można takie auto kupić. Ceny wtedy były… w milionach. Traction Avant kosztował ich sto pięćdziesiąt, czyli na dzisiejsze jakieś 15.000 zł. Ogłoszenia o sprzedaży można było znaleźć w gazecie Kontakt – jednym z niewielu miejsc, gdzie podaż zderzała się z popytem. Gdzieś w swoich archiwach mam jeszcze ogłoszenia wycięte z tej gazety – np. zamienię Citroëna CX na… Komara.
Jedno z takich ogłoszeń szczególnie przykuło moją uwagę. „Sprzedam Citroëna BL 11 w trakcie remontu”. Sprawa nie była prosta, bo wtedy nie było komórek a pod telefon stacjonarnym nie zawsze dana osoba była. W każdym bądź razie po kilku dniach walki udało mi się dodzwonić a wymarzony Citroën Traction Avant stanął pod domem. Ojciec, gdy go zobaczył, był wyjątkowo niezadowolony – nie dlatego, że kupiłem Citroëna, tylko z powodu jego stanu. Myślał chyba wtedy, że jego wysiłek, włożony w moją edukację motoryzacją, poszedł na marne.
To była porażka?
Co miał na myśli zrozumiałem dopiero parę lat później. Pojechałem pierwszy raz na targi oldtimerów do Ludwigshafen w Niemczech. Tam poznałem środowisko miłośników marki, szczególnie związanych z oldtimerami. Nikt nie naprawiał Traction Avant częściami od Nysy, Syrenki czy Żuka. Zrozumiałem swój błąd i odbyłem kosztowną lekcję. Nieudany projekt sprzedałem, tracąc na tym kilkadziesiąt tysięcy złotych. I zacząłem zbierać na nowy, czyli… stary. Ale wiedziałem już czego szukam. Żadnej prowizorki. Ma być oryginał. Zresztą tą zasadą kieruje się do dzisiaj, gdy przygotowuje auto klienta. Robię tak, jak było w fabryce. A Citroën tego nie ułatwia, bo zawsze wprowadzano jakieś zmiany.
I co się udało kupić?
Oczywiście Traction Avant. Tym razem był to ładnie utrzymany egzemplarz z oryginalnymi częściami, idealna baza do renowacji. Tak właśnie zaczęła się moja przygoda z oldtimerami Citroëna. Po Traction Avant przyszedł czas na kolejne modele: pojawił się Citroën DS, przedwojenny Citroën C4, Citroën U23, Citroë HY, Citroën AMI… Przewinęło się przez moje ręce kilkadziesiąt sztuk. Ale samochody to tylko część tej przygody.
Przygoda, zabytkowe samochody i zapewne ludzie?
Tak, dużą częścią mojej historii są fantastyczni, niesamowici ludzie. Muszę wspomnieć choćby Zbyszka Perneja, z którym potrafiliśmy rozmawiać godzinami Opowiadał mi swoje przygody we Francji, jak porzucił swoją piętnastkę na ulicach Paryża ponieważ pękł mu kolektor wydechowy, opowiadał o swojej pięknej żonie – Ewie Szykulskiej – i tysiące historii z jego bogatego motoryzacyjnego życia. Wszystkiego opowiedzieć mi nie zdążył, ja też nie zdążyłem mu powiedzieć tego, co chciałem. Zmarł w Wigilię rok temu.
Bardzo ciekawym człowiekiem był też Andrzej Drewnikowski. Nigdy nie udało nam się pojechać razem na zlot, chociaż w dniu, w którym zmarł mieliśmy być razem razem na rajdzie Pekin-Paryż. Andrzej posiadał wspaniałą kolekcję zabytkowych samochodów, dużo z nich to Citroëny. Wiele z nich odbudowywał i remontował u mnie. Niewiele osób wie, że takie oryginalnie zachowane samochody to nie tylko pasja, ale też wspaniała lokata kapitału a dzisiaj coraz trudniej znaleźć fachowców z odpowiednią wiedzą i umiejętnościami, którzy by nad nimi pracowali. Dlatego ceny rosną. Kolekcja Drewnikowskiego jest dzisiaj na sprzedaż.
A osoby młodsze interesują się dzisiaj Citroënem czy tylko Tik Tok i Netflix?
Można się mocno zdziwić. Nie docenia się młodych osób. Pamięć o tych wszystkich wspaniałych osiągnięcia Citroëna jest ciągle żywa! Dzwonią do mnie nawet bardzo młodzi ludzie, którzy pytają o Traction Avant czy DS i chcą realizować swoje marzenia. I z każdym takim telefonem utwierdzam się w przekonaniu, że Andre Citroën stworzył coś niezwykłego, nie tylko maszyny, ale też tchnął w nie jakiegoś niezwykłego ducha, który trwa i żyje w każdej z nich, zarażając pasją do piękna, wyrafinowanej techniki i komfortu kolejne pokolenia.
Dziękujemy za rozmowę
Najnowsze komentarze