Citroën, podobnie jak cały koncern Stellantis, potrzebuje niedrogiego samochodu elektrycznego. Carlos Tavares z zazdrością patrzy na Luca de Meo, któremu udało się w Europie sprzedać ogromną ilość Dacii Spring. W ten sposób koncern Renault skutecznie realizuje cele ilościowe. Citroën ma jednak w zanadrzu tajną broń, elektryka produkowanego w Indiach, nowego C3.
Nowy Citroën C3 został wprowadzony w Indiach oraz na rynkach Ameryki Południowej. Kilka dni temu, w Brazylii, moja redakcyjna koleżanka Małgorzata Kozikowska miała okazję przetestować ten samochód w wersji spalinowej. Na szczegółowe wrażenia z testu musimy chwilę poczekać, ale już dzisiaj wiadomo, że ta nowa odsłona miejskiego autka może się podobać: jest komfortowa, dobrze wygląda i wpisuje się w nowy kod stylistyczny marki. Za chwilę zobaczymy nowego C3 Aircrossa w propodobnym wydaniu.
Niedawno w Indiach wszedł do sprzedaży elektryczny wariant nowego C3. I właśnie ten samochód, w nieco lepszej specyfikacji a być może także z innymi materiałami, mógłby trafić do Europy. Import z Indii byłby stosunkowo łatwy, bo fabryka Citroëna mieście się w Chennai. Stellantis ma odpowiednią umowę na obsługę frachtu i może szybko oraz niedrogo wysyłać C3. Gdyby udało się w nim utrzymać cenę podobną do Springa, co wcale nie jest takie trudne, byłby rynkowy – europejski – hit.
Carlos Tavares z zazdrością patrzy na sukcesy Springa i widzi okazję do połączenia kilku potrzeb Stellantis: zwiększenia udziału sprzedaży samochodów elektrycznych w całym miksie produktowym, realizację celów unijnych, zwiększenie udziałów w rynku. Wyzwaniem może być ewentualnie kwestia materiałów, jakości montażu czy odpowiedniego wyposażania nowego C3 w Indiach ale nie są to rzeczy trudne do przeprowadzenia na poziomie produkcji.
Pojawienie się w sprzedaży elektrycznego Citroëna C3 w cenie 100-110 tysięcy złotych jest więc całkiem prawdopodobne. Pozostaje pytanie – kiedy.
Najnowsze komentarze