O przydatności aut elektrycznych świadczyć mogą jednakże różnego rodzaju przedsięwzięcia podejmowane w celu udowodnienia, że takim samochodem da się jeździć na co dzień i to nie tylko po mieście. Pisaliśmy już kilkakrotnie o różnych ciekawych pomysłach, spośród których wymienię teraz tylko dwa: wyprawę mera Nicei w góry Peugeotem i0n oraz Elektryczną Odyseję Citroënem C1, która wciąż trwa.
Teraz pałeczkę podjął Renault, od paru lat zapowiadający w pełni elektryczną rewolucję i oferujący tego typu auta. Niestety sprzedaż na razie nie szokuje, ale podejrzewam, że wkrótce ruszy z kopyta. Pomóc w tym może rekord ustanowiony podczas obchodów 30-lecia Centrum Technicznego w normandzkim Aubevoye, kiedy to – na oczach 3,5-tysięcznej widowni (rzecz jasna nie wszyscy obserwowali jazdy przez cały czas) Renault Zoe pokonał w ciągu 24 godzin dystans 1.600 km!
Dotychczasowy rekord, należący do Nissana Leafa, został pobity o 30 km przez antycznego Citroëna AX przygotowanego przez Komisję Energii Atomowej (CEA) i Laboratorium Innowacji dla Nowych Technologii Energetycznych i Nanotechnologii (LITEN). To jednak była jedynie ciekawostka. Wyniki Nissana (1.250 km) i AX-a (1.280 km) o ponad 20% pobił Renault, którego model Zoe potrzebował jedynie dziewięciu ładowań akumulatorów, by pokonać 1.600 km. Wszystko to dzięki możliwości ładowania baterii wysokim napięciem do pojemności 80% maksymalnej ich wydajności, co zajmuje tylko pół godziny. W efekcie auto mogło jeździć przez blisko 20 godzin, co dało średnią prędkość na poziomie 80 km/h!
Oznacza to, że Zoe, auto należące do segmentu kompaktów, jest w stanie na 80-procentowym naładowaniu baterii pokonać (na torze) około 180 km. To niezły wynik, który powinien rozwiać wątpliwości wielu potencjalnych użytkowników.
Oczywiście nie zmienia to faktu, że problem z infrastrukturą do ładowania/wymiany akumulatorów wciąż istnieje, ktoś jednak to błędne koło przerwać będzie musiał. I wygląda na to, że uczyni to właśnie koncern Renault, który wspiera „zielone” przedsięwzięcia władz różnego szczebla praktycznie na całym świecie, o czym świadczy wiele umów podpisanych przez Francuzów z najróżniejszymi partnerami.
Przed samochodami elektrycznymi nie uciekniemy. I choć ja też lubię benzynowe jednostki napędowe i wyznaję zasadę, że nic nie zastąpi pojemności ;-) to jednak dostrzegam sens istnienia aut elektrycznych. Na razie na zasadach współistnienia, ale kiedy przejdę na emeryturę, to pewnie kupię sobie elektryczny pojazd. I chcę wierzyć, że nie będzie to wózek akumulatorowy dla osób z upośledzeniem ruchowym, a pełnoprawny samochód, który za te mniej więcej ćwierć wieku będzie miał już zauważalnie większy zasięg, niż dzisiejsze modele…
KG
Najnowsze komentarze