Używany Peugeot 306 XN 1.4 75 KM z 1997 roku to samochód naszego Czytelnika, który postanowił się podzielić z nami swoimi wrażeniami. Poczytajcie…
Nazywam się Peugeot 306 xn. Urodziłem się we wrześniu 1997 roku, ale z nudnego egzystowania (z przebiegiem 3 kilometrów w salonie wyrwał mnie w lutym 1998 roku bardzo dużo wiedzący o marce i modelu (czyli o mnie) pewien facet, który przyszedł do salonu w znanym na Wybrzeżu kurorcie (słynnym z festiwali piosenek oraz z występów mniej lub bardziej znanych gwiazd :-) Przyszedł wraz z żoną, którą urzekłem przede wszystkim moją ogładą, trzydrzwiowym nadwoziem i kolorem (jasnoniebieski metalik – oznaczenie fabryczne GRMO – na lewym mocowaniu kolumny amortyzatora, pod maską, oczywiście!). Długo przyglądałem się negocjacjom cenowym, ale w końcu na drodze wspólnego kompromisu zostałem zakupiony za 38 800 złotych polskich wraz z ubezpieczeniem, dywanikami, alarmem i breloczkiem do kluczy…
…(klimatyzacja i ABS – zapomnij, nawet nie ma o czym marzyć za te pieniądze – słynne, w tym roku, słowa dealera:-) ). Peugeot 306, czyli ja, próbowałem nieśmiało podpowiedzieć nowemu właścicielowi, że w bagażniku brakuje gaśnicy i trójkąta (a był to wtedy już obowiązek, nakazany prawem drogowym), zaś w schowku przed pasażerem zamieniono instrukcję obsługi hatchbak’a na kombi, ale w zamieszaniu z montażem tablic rejestracyjnych nikt mnie nie słuchał!!!
Nowy pan nadrobił to (olewając dealera ;-) ) niedociągnięcie następnego dnia i od tego czasu nie mogę na niego narzekać. Muszę dodać, że nie spełniłem oczekiwań co do silnika… Miał być diesel, ale zabrakło kupującemu na niego „kasy”… no cóż, proza życia.
Teraz czas na pełne dane: jestem wyposażony w silnik benzynowy o pojemności 1360 ccm o mocy 75 KM, którą osiągam przy 5.800 obr/min, moment obrotowy wynosi 111 Nm przy 3.400 obr/min (nie jestem rakietą… ale dzielnie sobie radzę) z pełnym wtryskiem benzyny (TU3JP), układ rozrządu 8 zaworowy, napędzany jest paskiem zębatym wraz z napinaczem mechanicznym, który ma być wymieniany co 120.000 km, ale mój pan wykonuje te czynności co 80.000 km, tak na wszelki wypadek. Luzy zaworowe wynoszą: 0,20 +- 0,05 mm na ssącym i 0,40 +- 0,05 mm na wydechowym (na zimno). Sprzęgło jednotarczowe, suche ze sprężyną centralną z automatyczną regulacją skoku jałowego, skrzynkę biegów mechaniczną o pięciu biegach plus wsteczny (a co, czasami trzeba jakoś wyjechać z garażu ;-) ).
Układ kierowniczy mechaniczny ze wspomaganiem hydraulicznym, zawieszenie przednie niezależne, typu pseudo Mac Pherson, z wahaczami trójkątnymi, stabilizatorem oraz amortyzatory hydrauliczne teleskopowe produkcji mojej firmy… czyli Peugeot’a. Poruszam się na 4 kołach z alufelgami (latem) o rozmiarze 165/70 R 13. To piąte, raz tylko używane, dojazdowe 115/70 R 15 umieszczone jest pod podłogą bagażnika (standard w samochodach francuskich z tego okresu produkcji). Zawieszenie tylne, niezależne na wahaczach wleczonych ułożyskowanych w rurowej osi i połączonych drążkami skrętnymi, z drążkiem stabilizatora i amortyzatorami umieszczonymi poziomo (słynna skrętna oś).
Teraz będzie bardzo intymnie… ważę ok. 1.010 kg (muszę wyznać, że nie utyłem ani odrobinę przez te wszystkie lata ;-) ), posiadam zbiornik na paliwo o pojemności 60 litrów, do mojego „serca” wlewa się ok. 3,5 litra oleju silnikowego SAE 10W/30 (wymiana co 15.000 km wraz z filtrem oleju), w chłodnicy pomieszczę 6,5 litra płynu niezamarzającego, zaś do skrzynki przekładniowej można wlać 2 litry oleju przekładniowego API GL5, SAE 75W/80W, (ale kto by się tym przejmował skoro go się w skrzynce nie wymienia, tylko sprawdza co 60.000 km).
Układ hamulcowy, też posiadam, no wiecie – jest to coś takiego, co pozwala mi się zatrzymać i to na 37 metrach ze 100 km na godzinę (sprawdzone doświadczalnie! nie wiem czy dzisiejsze cuda motoryzacji, ciężkie jak słoń, potrafią mi w tej mierze dorównać!). Z przodu mam tarcze hamulcowe o średnicy 247 mm i pływające zaciski hamulcowe (produkcji… zgadnijcie, czyjej? Tak, dobra odpowiedź – Bosch’a!), a z tyłu bębnowe z samoczynną regulacją luzu szczęk (typu Bendix lub Lucas w zależności od modelu… ja osobiście mam Bendix’a) oraz hamulec pomocniczy, działający mechanicznie za pomocą linek stalowych na szczeki tylnych bębnów. Z rzeczy umilających eksploatację najwyżej zostało docenione moje wyposażenie fabryczne w wygodne fotele z składanym oparciem oraz automatycznym przesuwaniem siedziska pod deskę rozdzielczą, żeby ułatwić zajęcie miejsca wsiadającym na tylne siedzenia, wspomaganie kierownicy, centralny zamek, poduszkę powietrzną(tylko jedną, jest to powód do narzekania mojej pani, bo wygaduje panu, że tylko pan może… wygodnie spać podczas jazdy :-) ) i elektryczne przednie szyby(właśnie w tej kolejności i rozumiem to, bo znam lenistwo? :-)… kierującego, ale on woli nazywać to zamiłowaniem do luksusu, więc niech mu będzie :-)!), oraz dużo miejsca dla kierującego, pasażerów i ich bagaże.
Pierwszy przegląd techniczny, po przebiegu 2.000 km, przeżyłem z lekkim niesmakiem w salonie w którym zostałem kupiony. Mechanicy niczego złego nie znaleźli, wymienili olej z filtrem na 5W40, trochę się pluli, że to nie od nich kupiony (pełen syntetyk od Shell’a, mniam, mniam ;-) ), ale w końcu ulegli, skasowali pieniążki i oddali samochód właścicielowi. Darłem się w niebogłosy, żeby choć ustawili prawidłowo światła, nie mówiąc o geometrii przedniego zawieszenia, ale kto by tam mnie słuchał! Nie dość tego – nawet mnie nie umyli, a właściciel nakręcony na jazdę jak budzik na poranną pobudkę, nawet tego nie zauważył. Myślałem, że go uduszę, ale po tygodniu się zrehabilitował, bo zauważył nierówne zdzieranie się bieżnika prawej opony. Po wizycie w zaprzyjaźnionej stacji diagnostycznej, po komputerowym badaniu, wszystko zostało zgrabnie i szybko usunięte wraz z regulacją (prawidłową) świateł głównych. Od tej pory uśmiecham się do niego, bo zna się na rzeczy i nie pozwoli zrobić mi krzywdy!
Parę razy zawiodłem mego pana, ale z tego co wiem, to ciągle mnie chwali i broni przed niesłusznymi atakami zwolenników niemieckiej motoryzacji.
Największy numer wywinąłem mu po przebiegu 34.000 km (osobiście dodam, że już po wygaśnięciu gwarancji), na 5 kilometrów przed garażem, w środku nocy, odmówiłem współpracy. Nie wiem dlaczego, ale urwał mi się łańcuch napędzający pompę olejową. Po prostu masakra i najczarniejszy horror! (chyba nie było tak źle, skoro pan to przeżył ;-) ). Jakoś dojechaliśmy do domu bez smarowania, ale i bez zatarcia jakiejkolwiek części z jakiej składa się moje serce. To zasługa oleju Shell, (dlatego wcześniej, tak się oblizywałem…) można uznać to za cud, lub po prostu za doskonałość olejową roku. Tak to wydarzenie skwitował, bardzo zadziwiony pan Edek, mój ulubiony Naprawiacz ;-) (Swoją drogą, strasznie narzeka, ten mój ulubiony naprawiacz, na mojego pana, bo nieczęsto jestem u niego.
Śmieje się, że gdyby nie „nie psująca się” niemiecka motoryzacja, z naprawiania rzekomo ciągle psujących się „francuzów” by nie wyżył ;-) ). Następny (większy?) numer, jaki wyciąłem po przebiegu 110.000 km, to pęknięte „słoneczko”, czyli sprężyna centralna w sprzęgle. O takich drobiazgach, jak pęknięta szyba przednia (to nie z mojej winy, to kamień spod kół ciężarówki), czy zerwana wiązka elektryczna (sterująca szybami i centralnym zamkiem) w lewych drzwiach nie wspomnę. To zdarzyło się przy przebiegu około 120.000 km. Reszty „grzechów” nie pamiętam lub zapomniałem i bardzo uprzejmie proszę o rozgrzeszenie i puszczenie ich w niepamięć.
Bardzo dziękuję za możliwość przedstawienia się i teraz oddam głos mojemu panu, a co mi tam, niech też się wypowie. Mam nadzieję, że będzie to uczciwe i rzetelne, bez owijania w bawełnę i czarowania.
Udało mi się wreszcie przerwać samochwalstwo mego przedmówcy, pozwólcie więc, że i ja się przedstawię: mam na imię Piotr. Muszę tu dodać, że nie jest to pierwszy mój pojazd ze stajni Peugeota. Poprzednikami „testowanego” byli: Peugeot 305 XLD, oraz 405 GRDT, o nich też mógłbym napisać peany (szczególnie o 405 ;- ) ). Ale do rzeczy, mam się przecież zabrać za ocenę mojego pojazdu.
Zacznę od stwierdzenia, że ujeżdżam Peugeota 306 już parę lat, sam nie wiem kiedy i jak to zleciało, ale w lutym 2008 roku stuknie równo 10 lat, a udało mi się przejechać do tej pory 161.674 kilometry. Myślę, że po takim czasie i przebiegu można obiektywnie coś konkretnego o samochodzie powiedzieć. Mam nadzieję, że na coś się ta cała pisanina przyda i nie będzie to czas stracony dla tych, którzy raczą to przeczytać! :-) Postanowiłem całość ująć treściwie na zasadzie określenia plusów i minusów samochodu. Z góry uprzedzam, minusów za wiele nie będzie, acz kilka się znajdzie… przecież ma być obiektywnie :-) Jak wspomniał mój przedmówca, jestem leniuchem, więc zacznę od minusów, bo jest ich… mniej :-)
Swego czasu bardzo dużo jeździliśmy całą, czteroosobową rodziną (tu się trochę pochwalę…) na turnieje tańca, w których czynny udział brał nasz syn wraz z partnerką, więc znam bardzo dużo miast (szczególnie z perspektywy… sal gimnastycznych ;-) ) oraz ledwo przetartych szlaków przemytniczych ;-) zwanych i określanych na mapach jako drogi krajowe i autostrady :-D do nich prowadzących w naszym pięknym kraju, więc stwierdzam, że trochę mało (szczerze?…nie ma wcale) jest w nim miejsc na napoje, oraz szczególnie podczas długiej podróży odczuwa się brak podłokietnika w tylnej kanapie.
Następnym mankamentem jest klekot dochodzący z tylnych siedzeń (zbyt małe gumowe odbojniki w zamkach tylnych oparć). Spokojnie do minusów można zaliczyć katalizator, który jest przyczyną bardzo szybkiego „gnicia” ostatniego tłumika wydechu, (na szczęście ten problem został już definitywnie rozwiązany), acz świadomy jestem, że za to zdanie dostanie mi się od ekologów, czyli tych, którzy zwalają wszystkie bolączki tego pięknego świata na globalne ocieplenie. Do utyskiwania dołożyłbym jeszcze trochę zbyt mały promień skrętu (nowoczesna konkurencja potrafi więcej… zakręcać?), brak obrotomierza oraz brak wentylacji wnętrza podczas zamkniętego obiegu powietrza (nie działa wentylator!). W kabinie robi się głośno podczas używania wyższych obrotów silnika (niektórzy uznają to za wadę a inni za super muzykę cieszącą uszy). Do tego działu zaliczyłbym też newralgiczne miejsca na karoserii w okolicy przedniego błotnika i zakończenia poszycia prawych drzwi, a mianowicie ubytki w lakierze (od uderzających w te miejsca najechanych rzeczy leżących nierzadko na jezdniach). To by było na tyle, ale jak mi coś jeszcze się przypomni, to dopiszę!
W dziale plusów (trochę ich będzie) wymieniłbym wspaniałe (w miarę proste w naprawach, chociaż zaznaczam, naprawdę niezbyt częstych) zawieszenie, super amortyzatory, super dokładny układ kierowniczy z bardzo dobrze dobranym wspomaganiem oraz trzymanie się drogi, samochód wybacza wiele, szczególnie w ostrych zakrętach a wszystko to za sprawą skrętnej tylnej osi. Bardzo pewne i dobre hamulce, wygodne i dobrze trzymające na boki, jak na tą klasę i rok produkcji siedzenia (bez pokrowców) z trwałą tapicerką (nie jest żadnym problemem przejechanie 600 kilometrów, jak tylko się zajedzie ma się ochotę wracać, bo tych 600 już przebytych to za mało :-) ), dość spory, o równych kształtach, pakowny bagażnik, dobrze oświetlające drogę reflektory (najlepsze ze wszystkich aut, jakie miałem przed tym modelem) z regulacją wysokości świecenia, duży rozstaw osi, przydatny w naszych dziurawych koleinach zwanych drogami, ekonomiczny silnik: czytaj mało pali (tym to już kiedyś się chwaliłem na forum), spalanie na poziomie 4,8 – 5, 6 litra w trasie; w okolicach 7,5 l w mieście kiedy jest zimno; maksymalne 8,2 podczas szaleństwa kierującego, o którym nie będę pisał, bo nie wypada samemu pakować się w ręce sprawiedliwości… ludowej? ;-), nie zużywa oleju silnikowego pomiędzy wymianami, ma ładnie i przytulnie wykończone wnętrze, cicho w środku do 120 km/h, potem zaczyna być „sportowo”, ale to dość przyjemny ryk, tak chyba musi być… to przecież lew!
Wygodny dostęp pod maską do wymiany części eksploatacyjnych takich jak: paski wielorowkowe napędzające alternator i pompę wspomagania, płyn chłodzący (kranik w chłodnicy), oraz bardzo przydatna, wysoko umieszczona rurka do nalewania płynu do spryskiwaczy (nie uronisz kropli nawet podczas nalewania z baniaka 5 litrowego), dobry dostęp do bezpieczników głównych, obsługujących wentylator cieczy chłodzącej, dobry dostęp do pozostałych bezpieczników (w kabinie, pod kierownicą), brak ognisk korozji w nadwoziu (ocynkowane) oraz podwoziu (rewelacyjnie zabezpieczone plastikową powłoką),…
…regulacja kierownicy (niestety brak wzdłużnej) pozwalająca na wygodne i bezpieczne zajęcie za nią miejsca, dobre przyśpieszenie do setki, choć producent podaje, że to trwa 13 sekund (cała wieczność!) wydaje mi się, że jest tego sporo mniej, bo powszechnie uważane za lepsze fury zostają na światłach!
Dobrze zestopniowana skrzynka biegów, (trochę za krótki bieg pierwszy, ale to rodzinny samochód, nie rajdówka!), dwójka i trójka – rewelacja, gdy inni sięgają do drążka na liczniku już jest 100 km/h, a wciąż jedziesz na trójce. Spokojnie pozwala na jazdę na piątym biegu w mieście, gdzie jak wszyscy wiedzą, wymagana jest prędkość oscylująca w okolicach 50 km/h, mało tego – pozwala nawet przyśpieszyć (co prawda długo, ale jednak), spokojnie można ruszyć z drugiego biegu, co mnie, jako leniwcowi, często się przytrafia :-) Prędkość maksymalna jaką osiąga samochód oscyluje w granicach 169 km/h (rzeczywista, nie licznikowa bo ta jest odrobinę wyższa, ale jak wszystkim wiadomo, konstrukcyjnie prędkościomierz powyżej 60 km/h pokazuje wyższe niż realne prędkości) z czterema osobami na pokładzie, może to nie za wiele, ale starczy by przekonać się czy po „drugiej stronie” żyje się lepiej :-)
Myślę, że czas na podsumowanie tego nietypowego testu, ale dodam coś na temat dotyczący pojazdów UFO (mam na myśli to, że niektórzy wiedzą, że są, zaś inni z całą mocą zaprzeczają ich istnieniu), czyli możecie wierzyć lub nie, Wasz wybór!
Samochód od pierwszych kilometrów nie miał wymienianych zamontowanych fabrycznie głównych podzespołów, co wydaje mi się, obala powtarzany przez pokolenia mit, o wielkiej awaryjności francuskich wytworów motoryzacyjnych. Wiem, wiem… nie jest to program z cyklu: „strefa Nie do wiary”, ale to prawda. Amortyzatory wciąż mają 70% sprawności, przednie tarcze hamulcowe mają jeszcze bezpieczną grubość ok. 9 mm (nominał -10 mm, dopuszczalna – 8 mm), tylne bębny hamulcowe mieszczą się w normatywie, czyli w średnicy wewnętrznej 180,5 mm (nominalna – 180 mm, dopuszczalna – 181 mm), układ wydechowy, po lekkiej modyfikacji (wyrzucenie po 5 latach eksploatacji mocno nadwerężonego rdzą katalizatora, który był przyczyną corocznej wymiany tłumików końcowych; pierwszy, fabryczny, wytrzymał tylko 2 lata). Zamiast niego została zamontowana strumienica i coś co znowu pasuje do programu NDW, ale poprawia wyniki badań na stacji diagnostycznej na tyle, że nowe, z super katalizatorami tego nie potrafią ;-) Pozostałe elementy układu wydechowego pozostają bez zmian (rury wydechowe, drugi tłumik), a dzięki modyfikacji stale wymieniany, końcowy tłumik od trzech lat pozostaje na swoim miejscu. Wszystkie (poza żarówkami oświetlenia tablicy rejestracyjnej i H4 świateł głównych, z którymi eksperymentowałem z różnym skutkiem: Philips – świetne, tylko żywot ich był krótki, Osram – do bani – gromnica lepiej świeci, Tunsgram Megalight plus 60% – to jest to, polecam!) żarówki są jeszcze te, które zamontowali w fabryce (pewnie dla tego, że są produkowane u naszych bratanków… Węgrów).
Zastanawiacie się co może być tajemnicą sukcesu? Mówią, że tajemnic nie należy zdradzać, ale dla dobra ogółu użytkowników motoryzacji francuskiej zrobię to… z radością!
Nie należy zbytnio przestrzegać instrukcji obsługi pojazdu!, a więc: stosować dobry (czytaj: syntetyczny) olej silnikowy co najmniej klasy 5W40 (zalecany10W40 – półsyntetyczny), świece zapłonowe (F-54, cztero elektrodowe, firmy EYQUEM, ich wymiana po przebiegu, podanym i zalecanym przez producenta – 60.000 km) wymieniać co drugą wymianę oleju silnikowego wraz z filtrem paliwa i powietrza (w moim samochodzie olej wymieniam co 15.000 km zgodnie ze wskazaniem „elektronicznego informatora” przebiegu). Filtr oleju obowiązkowo przy każdej wymianie (niektóre źródła fabryczne podają, że można co drugą wymianę oleju, ale to zaliczam do bajek). Dbać o ustawienie prawidłowej geometrii kół (stosuję zbieżność bliską ustawień „zerowych”- zdziwicie się jak ta mała, błaha wydawałoby się sprawa, może wpłynąć na zużycie paliwa i opon…), odpowiednie ciśnienie w oponach (2,4 bar), pilnowanie (raz do roku), by lekko „chodziły” zaciski hamulcowe i od czasu do czasu skontrolowanie stanu łożysk i poduszek tylnej osi. Ot i cała tajemnica!
Pozostaje mi tylko wymienić materiały eksploatacyjne, dzięki którym, mam nadzieję, uda mi się spokojnie przejechać jeszcze wiele kilometrów bez większych problemów.
– olej silnikowy Shell Helix Ultra 5W40
– filtr oleju Purflux LS 468 A
– filtr paliwa Purflux EP 107
– filtr powietrza Purflux A 973
– smar STP poly plus (do smarowania tego co trzeba w zaciskach hamulcowych)
– benzyna bezołowiowa LO 95 (V-power raz do roku – 60 litrów, w celu przemycia układu wtryskowego)
– świece zapłonowe F-54, cztero elektrodowe, firmy EYQUEM
– olej przekładniowy ELF API GL5, SAE 75W/80W (syntetyczny)
– olej w układzie wspomagania kierownicy ATF Dexron I I D
– płyn hamulcowy SAE J 1704 DOT 4
Podsumowując ten test, dodam skromnie, że miałem szczęście przy wyborze samochodu. Myślę, jak pokazuje życie, że to jeden z ważnych czynników, bo tak naprawdę to nigdy się nie wie na co się trafi kupując nowy czy używany pojazd dostępny na rynku.
Tekst i zdjęcia: Piotr Małachowski.
Najnowsze komentarze