Przez ładnych kilka lat w pierwszej dekadzie XXI wieku jeździłem Citroënem Xantią. To był model po liftingu, lepszy pod względem wyposażenia i bezpieczeństwa, niż „jedynka”. Po pewnym czasie jednak przyszedł czas na zmianę samochodu – potrzebowałem większego auta i dlatego kupiłem Peugeota 807 w ciekawej wersji silnikowej 3.0 V6. Oficjalnie nie występowała w polskiej dystrybucji, ale mam ją z polskiego rynku. To jednak opowieść na inną historię.
Jak zapewne wiecie, kupiliśmy jakiś czas temu Xantię na potrzeby redakcji Francuskie.pl. Już nią kiedyś jeździłem, ale teraz korzystam z niej przez nieco dłuższy czas. Na razie jeżdżę od paru dni, ale jeszcze trochę Citroën u mnie zostanie. To doskonała okazja, by powrócić na chwilę do czasów, gdy korzystałem z takiego auta na co dzień. Czy Xantia jest samochodem, w który warto zainwestować?
Po pierwsze – nie będzie to łatwe, jeśli się zdecydujecie. Dziś w serwisie otomoto.pl pokazały mi się tylko trzy egzemplarze, z czego jedna jest autem pierwszej generacji, z 1996 roku. Wyceniana jest za to na kosmiczną kwotę 10.900 zł. Dwie nowsze Xantie pochodzą z 2000 roku, obie są napędzane dwulitrowymi dieslami, mają deklarowane przebiegi rzędu 252-360 tys. km i wystarczy na nie kwota 1.100-1.400 zł. Ta droga „jedynka” ma dwulitrowego turbodoładowanego benzyniaka (2.0 TCT 150 KM).
Jeśli macie ochotę wydać sporo kasy za 24-letni samochód, to może warto sprawdzić to auto. Kto wie, może jego stan okaże się – zgodnie z deklaracją sprzedającego – faktycznie niemal kolekcjonerski. Mimo wszystko cena wydaje się dość wygórowana.
Z kolei dwa młodsze egzemplarze wyceniane są na kwoty wręcz symboliczne. Jedna z tych Xantii, to wersji kombi. Obie są jeżdżące, ale sprzedający nie obiecują cudów. 20-letnie auta mogą trapić różne bolączki, zwłaszcza, gdy jeździł nimi ktoś nieświadomy tego, jak to wszystko działa.
Słabiutka podaż Xantii w Polsce sprawia, że to doskonały materiał na youngtimera. Jeśli macie zaprzyjaźnionego mechanika, który rozumie działanie hydropneumatyki, to warto kupić taki samochód. Trzeba się szykować na wydatki, które pewnie osiągną poziom kilku tysięcy złotych, ale który youngtimer nie kosztuje? W celu „wyciągnięcia” samochodu na prostą trzeba zawsze wyłożyć trochę kasy. Czy warto to zrobić w przypadku Xantii?
Cóż – tak. Dlaczego? Bo to samochód, który już jest rzadkością. Bo zapewnia naprawdę bardzo wysoki komfort jazdy. Bo wciąż ma oryginalną stylistykę (projekt włoskiego studia Bertone) i zdecydowanie może się podobać. Bo wśród równolatków zapewnia niezły poziom bezpieczeństwa i dość bogate wyposażenie.
Jaką wersję silnikową wybrać? Podaż na otomoto.pl jest niewielka, ale przecież nie tylko tu warto szukać. Gama silnikowa Xantii II obejmowała następujące jednostki:
Benzynowe |
1.8i 8v 90 KM |
1.8i 16v 112 KM |
|
2.0i 16v 132 KM |
|
2.0 TCT 150 KM |
|
3.0 V6 24v 194 KM |
|
Diesel |
1.9 D 75 KM |
1.9 TD 90 KM |
|
2.1 TD 109 KM |
|
2.0 HDi 90 KM |
|
2.0 HDi 109 KM |
W zasadzie wszystkie jednostki napędowe, to dobre, trwałe, sprawdzone silniki (głównie rodziny XU w przypadku benzynowych i XUD w przypadku wysokoprężnych). Przy szesnastozaworowej benzynie 1.8 warto sprawdzać poziom oleju – niektóre egzemplarze lubiły go zużywać, ale nie jakoś strasznie dużo. Silnik V6 jest rzadko spotykany, może generować koszty serwisowe, bo w komorze silnikowej jest dość ciasno za to zapewnia świetne osiągi. To sprint do setki w 7,6 sekundy i prędkość maksymalną 230 km/h. W przypadku wersji Activa dochodziło jeszcze zmienione zawieszenie, które sprawiało że samochód praktycznie nie przechylał się na boki.
Activę jednak niełatwo kupić. Skupmy się więc na zwykłych odmianach.
Citroën Xantia, to kolejny hydropneumatyk w historii Citroëna. Auto jest komfortowe, choć jeśli szukacie bujania na miarę CX-a, czy szczególnie DS-y, to możecie się poczuć zawiedzeni. Xantia prowadzi się bardzo pewnie, ale jednocześnie izoluje swoich pasażerów od wielu nierówności. Szczególnie widać to na zniszczonych nawierzchniach. Oczywiście czuć zapadnięte, lub wybrzuszone studzienki, czy inne krótkie uskoki – tu hydropneumatyka Xantii nie działa idealnie. Za to na drogach ze zerodowanym asfaltem okazuje się być bardzo skuteczna!
Stosunkowo niewiele pisze się o samoskrętnych tylnych osiach Citroënów, w które były wyposażone te samochody. Xantia też miała takie zawieszenie. Nie można tego mylić z belką skrętną (też jest) popularną w wielu innych autach. Xantia, ale też np. ZX, czy Xsara, wyposażone były w bezwładnościową oś skrętną. Czuć to w szybko pokonywanych zakrętach. Ten samochód naprawdę na wiele tu pozwala, choć granica utraty przyczepności jest bardzo cienka, więc trzeba poznać swoje auto. Za to dopóki samochód nie straci przyczepności, idzie jak po szynach! Bardzo sobie ceniłem tę właściwość, gdy jeździłem Xantią na co dzień!
Komfort, świetne prowadzenie w zakrętach, dobre, jak na tamte czasy wyposażenie, przyjemne tapicerki (welur, czasem alcantara, a nawet prawdziwa skóra), którymi obijano nawet boczki drzwiowe. Do tego pojemny bagażnik ogólnie przestronne wnętrze, funkcjonalne nadwozie (liftback lub kombi) i mamy naprawdę ciekawy samochód, którym wciąż można jeździć nie tylko na zloty, ale też każdego dni. Wady? Tylko średnio precyzyjne prowadzenie lewarka skrzyni biegów, spadający łącznik korektora prześwitu z tylu, korodujące w polskich warunkach przewody układu hydropneumatycznego, np. w okolicach tylnych hamulców, rosnący problem z dostępnością części zamiennych, zwłaszcza blacharskich. No i kiepska oferta rynkowa – aut jest mało i z reguły są w kiepskim stanie technicznym.
Do tematu Xantii wrócę wkrótce.
Krzysztof Gregorczyk; zdjęcie: archiwum
Najnowsze komentarze