Renault Kangoo rocznik 2006 to bardzo ciekawy samochód i wiemy, że wielu z Was czekało na ten tekst z ogromna niecierpliwością. Przejechaliśmy Kangoo wiele kilometrów, by go bardzo szczegółowo opisać. Jaki jest więc ten popularny w Polsce samochód osobowy i dostawczy? Przede wszystkim bardzo komfortowy, oszczędny i fajny w prowadzeniu.

Co wspólnego ma kangur i Kangoo? Jakie skojarzenia mamy, gdy słyszymy nazwę tego sympatycznego zwierzaka a jakie gdy słyszymy nazwę samochodu? Coś musiało być na rzeczy, skoro projektanci zdecydowali się nazwać swego czasu nowy model samochodu Renault właśnie Kangoo. Tylko ten mechaniczny zwierz oprócz pojemnej kieszeni, czyli bagażnika, ma jeszcze sporo innych zalet. I zapewne je opiszemy, bo do testów otrzymaliśmy Renault Kangoo z silnikiem 1.5 dCi w bogatej wersji wyposażeniowej. Samochód koloru srebrnego, z mnóstwem dodatków uprzyjemniających jazdę zwłaszcza rodzinom z dziećmi. Bo Kangoo to taki opiekun, do którego kieszeni zapakujemy i siebie, i dzieciaki, a jak trzeba, to i jakiś większy ładunek.

Wygląd zewnętrzny Kangoo zasługuje na miano „oryginalny”. Bo ten samochód jest inny, po prostu inny od wielu spotykanych aut tej klasy. Mniej uładzony, Renault zaprojektowało swój samochód nawet z poczuciem humoru. Duże szyby, uśmiechnięty przód, sporo zaokrągleń i nieduże koła, reflektory a’la Twingo, wszystko to tworzy dość niepowtarzalną całość, która albo się podoba, albo mniej. Wygląd Kangoo może przypaść do gustu, chociaż nie jest jego najważniejszą zaletą. Główne zalety kryją się bowiem wewnątrz samochodu. Czas więc na pierwszy kontakt.

Najpierw otwieranie drzwi, bo chociaż wydaje się to czynność prosta i trywialna, to Kangoo wymaga pewnego przyzwyczajenia. Nasz kangurek ma bowiem zdalnie sterowany zamek sekwencyjny i naciśnięcie przycisku na pilocie powoduje otwarcie wyłącznie drzwi kierowcy. Dopiero dłuższe przytrzymanie przycisku spowoduje otwarcie wszystkich drzwi. Pomysł prosty, ale genialny, nie ryzykujemy bowiem, że wsiadając do pojazdu, ktoś nam nagle wpadnie do przodu czy do tyłu innymi drzwiami, w niecnych oczywiście celach. Warto tu wspomnieć o tym, że tylna klapa ma w ogóle oddzielne sterowanie trzecim przyciskiem. Duży plus i brawa za funkcjonalność.

Kiedy ktoś na co dzień jeździ samochodem osobowym, to pierwsze wrażenie po podejściu do Kangoo, jest jedno. Co za ogromne auto! Wysokie, długie, duże drzwi przednie, duże drzwi tylnie. Podniesienie klapy bagażnika (a jest co podnosić!) może wzbudzić nawet szok – ile tu jest miejsca! Prawdziwa przygoda zaczyna się po wejściu do wnętrza.

Za kierownicą dużo dużo miejsca, zwłaszcza nad głową. Wzrok przyciągają dwa lusterka. Większe, umieszczone niżej, to normalne lusterko drogowe. Powyżej niego jest drugie lusterko, panoramiczne, pozwalające prowadzić stałą kontrolę tego, co dzieje się z tyłu. W sam raz jak znalazł dla rodziców rozbrykanych pociech, demolujących samochód podczas podróży.

Niestety nie mogliśmy się pozbyć odczucia, że lusterko standardowe mogłoby być większe (wyższe). Przy ogromnej tylnej szybie lusterko to ogranicza ilość informacji – gdyby miało większą powierzchnię, to widzielibyśmy więcej i nie odczuwalibyśmy dyskomfortu. W pewnym momencie zaczęliśmy się wspomagać obserwowaniem przestrzeni za samochodem w lusterku panoramicznym.

Ale wróćmy do wnętrza. Pomimo tego, że do dyspozycji mamy wersję „cywilną” auta, wykończenie przypomina jednak trochę typowego dostawczaka. Głównie za sprawą dużych metalowych powierzchni, które nie są okryte żadnym tworzywem. W ten dostawczy klimat wpisują się jeszcze przełączniki nawiewu i klimatyzacji – pracują z dość dużym, wyczuwalnym oporem, acz pewnie. Deska rozdzielcza wykonana została solidnie, a zastrzeżenia można mieć jedynie do pokrywy schowka przed pasażerem. Została wykonana w ten sposób, że nawet zamknięta – pozostawia szparę i ma się wrażenie, że jednak schowek nie został domknięty. To minus wykończeniowy. Reszta elementów nie budzi zastrzeżeń. Spróbujemy ruszyć?

To za chwilę, bo do okna puka jeszcze ktoś, żeby wręczyć dokumenty. Chcemy okno otworzyć i mała konsternacja, gdzie do jasnej ciasnej są te przyciski lub korbki. Po chwili udaje się je znaleźć, są zamontowane prawie w kieszeniach drzwi. Nisko i w zupełnie innym miejscu niż w zdecydowanej większości aut. Kolejna rzecz wymagająca przyzwyczajenia. Tylko proszę nie myśleć, że to jakiś brak ergonomii. Nie, po prostu Kangurek jest oryginalnym autem, nietuzinkowym. Później okazuje się, że ta lokalizacja przycisków jest wcale dobrym pomysłem i naciska się to odruchowo. Z kolei szyby w tylnych drzwiach są jedynie uchylane – w ten sposób dzieci też mają uniemożliwione specjalne rozrabianie ;-) Zresztą w ogóle w dziedzinie ergonomii Kangoo zasługuje na pochwałę, poza sterowaniem nawiewem i klimatyzacją. Za żadne skarby świata nie mogliśmy się przyzwyczaić do nisko zamontowanego sterowania. Apeluję do projektantów z tego miejsca, w kolejnej wersji niech to będzie wyżej!

U stóp konsoli środkowej komplet otwartych schowków… Jak schowek może być otwarty? ;-) Ano w samochodzie może. Oprócz dwóch podstawek na napoje, bądź przenośną popielniczkę z wieczkiem, znajdziecie też podstawkę na monety oraz niewielką wnękę, w której znakomicie zmieści się telefon komórkowy, lub nieco większy przedmiot.

Silnik już pracuje, a przypominam, że pod maską mamy 1.5 dCi, a więc jednostkę, którą znamy już choćby z Clio czy Logana. Tylko tutaj jest mocniejsza wersja, a więc 65 kW do naszej dyspozycji. Co ważne, we wnętrzu nie słychać, że to turbo diesel. Jeśli już, to odczuwa się delikatne drżenie i po tym diesla poznacie. No to niech moc będzie z nami, czas na start. Parkingowy tłuczeń to nie jest dobry pomysł na test przyspieszenia, więc na początku jedziemy powoli i raczej ostrożnie.

Jakże precyzyjnie i lekko chodzi skrzynia biegów! Pomimo, że nasze testowe auto ma przejechane ponad 20 tysięcy kilometrów, a przed nami niezliczone rzesze wandali (przepraszam, powinno być „zawodowych dziennikarzy motoryzacyjnych”) katowało ten samochód w sposób trudny aż do opisania, to biegi wchodzą miękko, precyzyjnie, po prostu przyjemnie. O wiele przyjemniej niż w takiej na przykład Hondzie Civic, która jest uważana przez wielu (jak widać niezasłużenie!) za wzór w tej materii. Mamy nowy wzór, właśnie Kangoo.

Ponieważ pojawia się asfalt, to można przyspieszyć. I tu pierwsze bardzo pozytywne zaskoczenie. Kangur zbiera się do biegu błyskawicznie. Na tyle sprawnie, że przy dwóch osobach na pokładzie, inne auta ze świateł nie mają szans. Pisząc te słowa z ciekawości sprawdzam jakie samochód ma przyspieszenie, na stronie Renault Polska można przeczytać, że 11,3 sekundy. Dobry wynik, mam jednak dziwne wrażenie, że testowany egzemplarz sprawował się lepiej w tej materii.
Przejażdżka po mieście to świetna okazja, by poznać zalety wnętrza Kangoo a potem sprawdzić, jak się takim sporym jakby nie było autem parkuje. Zacznijmy od pozycji za kierownicą. Siedzi się wygodnie i wysoko, z pozycji kierowcy obserwujemy większość dachów innych samochodów. Widoczność do przodu i na boki jest perfekcyjna. Do tyłu nieco gorzej, chociaż duże lusterka boczne znakomicie to ułatwiają. Pewien problem to miejsce na lewą nogę. Jakoś nie może znaleźć wygodnego oparcia. Tego brakuje. Po prostu konstruktorzy nie przewidzieli podstawki pod lewą stopę, co jest standardem w samochodach typowo osobowych. Być może wyszli z założenia, że skoro w Kangoo siedzi się dość wysoko, to lewa stopa może spokojnie opierać się o podłogę. Moja jednak wciąż szukała podpórki… Ech te przyzwyczajenia…
Przy kierownicy mamy sterowanie radiem, zresztą sam system audio zasługuje na pochwałę. Znamy go doskonale z innych modeli Renault. Sterowanie jest proste, zakres regulacji dźwięku absolutnie wystarczający. Co ciekawe, w Kangoo radio, pomimo wyżej zamontowanej anteny, miało niższą czułość niż np. w Clio. I odbieraliśmy mniej stacji. O tyle ciekawe, że sprzęt wydaje się być identyczny w obu tych autach.

Miejsca na nogi oczywiście w sam raz, kierowca jak i pasażer nie mogą narzekać. Fotele są duże, wygodne, mają odpowiednie podparcie dla ud i wysokie zagłówki i nawet długa trasa po prostu nie męczy. Również trzymanie boczne jest na bardzo przyzwoitym poziomie. Niektórym kierowcom może jednak brakować regulacji fotela na wysokość. Podobnie jest z kierownicą – nie jest regulowana w żadnej płaszczyźnie. Mimo to nasi kierowcy testowi bez problemów znaleźli wygodną pozycję do prowadzenia Kangurka. A o trasie za chwilę napiszemy, bo już pierwszego dnia testowe Renault pokonało ponad 1000 kilometrów i wygodne fotele to podstawa. Układ kierowniczy pracuje precyzyjnie, z wyczuwalnym oporem, prowadzenie pojazdu jest dobrze kontrolowane. W miejskiej jeździe w środku cisza. Wnętrze jest naprawdę dobrze wyciszone i za to duże brawa dla Renault. Do uszu kierowcy dochodzą wyłącznie odgłosy kół, powodowane przez rozliczne polskie dziury. Czy doczekamy się równych ulic?

Wyjeżdżamy na autostradę. Teraz Kangoo pokazuje co potrafi. Silnik ma nisko położony maksymalny moment obrotowy, więc chwila pracy biegami i jesteśmy daleko od przodu stawki innych samochodów, które ruszyły spod bramki. Daleko z przodu a kangurek przyspiesza i przyspiesza. Dopiero przy 150 km/h tempo przyspieszania spada, ale mimo wszystko udaje się po dłuższej chwili osiągnąć na liczniku blisko 180 km/h. Dane fabryczne obiecują 153 km/h, ale pamiętajmy, że to odczyt licznika, który wcale nie musi zgadzać się z rzeczywistością. W tym momencie żałujemy, że na pokładzie nie ma GPSu, bo ten w niezależny sposób zweryfikowałby wskazania licznika. Co ważne, przełożenia skrzyni biegów są tak dobrane, że samochód jest niesamowicie cichy i oszczędny. No bo jazda z prędkością 150 km/h przy 3,5 tysiąca obrotów musi być ekonomiczna. Nie ma wyjścia. Po przejechaniu tych całych 200 kilometrów polskiej autostrady, z krótkimi postojami na bramkach, okazuje się, że pomimo sporych prędkości, Kangoo spaliło średnio zaledwie 6 litrów na 100 kilometrów, włączając w to trochę jazdy miejskiej. Znaomity wynik! A nie zapomnijmy, że silnik obciążała jeszcze pracująca klimatyzacja! No i cisza wewnątrz, to kolejne pozytywne zaskoczenie. Kangoo jest wyciszone tak dobrze, że w środku da się rozmawiać nawet przy sporych prędkościach. Świetna sprawa, bo jak ktoś dysponuje marudnym zestawem głośnomówiącym (czytaj: kobieta, narzeczona, żona), to może spokojnie przyjąć, że partnerka nie zorientuje się w prędkości. Podsumowując wrażenia z testu autostradowego, nie spodziewaliśmy się, że auto z silnikiem 1.5 dCi będzie aż tak żwawe. Zestawienie pojemności silnika – w końcu to tylko 1.5 – i osiągów – musi budzić pozytywne wrażenia.

Zróbmy przerwę w testach i zerknijmy do danych fabrycznych. Czemu Kangoo tak dobrze przyspiesza? Oto jest odpowiedź: maksymalny moment obrotowy, 200 Nm, dostępny jest już przy 1750 obrotów. Dlatego samochód może sprawiać wrażenie mistrza startów i przyspieszeń. Sprawia wrażenie, ale i zostawia innych w tyle, spalając przy tym niewielkie ilości ropy. Szkoda, że przy tym montowane są w nim koła 14”, bo trochę to dziwnie wygląda. Małe kółka do Kangoo nie pasują. 15” to rozsądne minimum, a myślę, że przy 16” byłoby już super. Zaglądamy jeszcze do pojemności zbiornika paliwa, 50 litrów wydaje się być niewielką ilością jak na auto dostawczo-rodzinne, ale przy spalaniu nawet 6 litrów, przejedziemy ponad 800 kilometrów. Potem okazuje się, że traktując Kangoo delikatnie, można osiągnąć spalanie średnie na poziomie 4,5 litra w trasie, a więc przejechać nawet ponad tysiąc kilometrów. Co przy dzisiejszych cenach paliw ma spore znaczenie.
Przerwa w jeździe nam się przyjemnie przedłuża, dzięki czemu możemy zwrócić na funkcjonalność Kangurka. Wersja osobowa (rodzinna wręcz, czyli zgodna z polityką rządu ;-))) ) posiada parę udogodnień. Należą do nich schowki „lotnicze” wzdłuż tylnej części wnętrza – po dwa z każdej strony.

Można do nich schować podręczny lekki bagaż – na przykład kanapki, owoce, maskotki, czy ubrania wierzchnie. Wspaniały pomysł! Pojemność schowków jest spora, a po ich maksymalnym otwarciu – pokrywy zatrzymują się w tej pozycji dzięki zapadce.

Dodatkowy schowek w postaci półki znajduje się też nad przednią szybą – na całej szerokości auta. Nie jest on zamykany, ale za to półka jest pochylona do przodu, dzięki czemu nic stamtąd spadać nie będzie.
Pod tą półką znajdują się oczywiście opuszczane osłony przeciwsłoneczne, a w każdej z nich umieszczono zamykane lusterko. Lampkę oświetlającą wnętrze przeniesiono na środek sufitu części pasażerskiej. Daje ona światło wystarczające dla wszystkich pasażerów.
Na „plecach” przednich foteli w naszej wersji umieszczone były siatki na gazety na przykład oraz składane stoliki, a w każdym z nich wywiercono otwór-uchwyt na puszkę/butelkę z napojem. To kolejny dowód na rodzinny charakter auta. Oczywiście we wszystkich bocznych drzwiach – także tych tylnych – przesuwanych – znajdziecie schowki na drobiazgi.

Konsola… Czytelne zegary w srebrnych matowych obwódkach ułatwiają odczyt informacji dotyczących obrotów oraz prędkości. Przydaje się to, bo w Kangoo prędkości nie czuć i łatwo jest przekroczyć dozwolony limit. Kontrolki umieszczono po zewnętrznej wspomnianych zegarów. Między tymi okrągłymi wskaźnikami zaś umieszczono panel z ikonkami różnych elementów samochodu – zapalają się one w momencie uruchamiania samochodu, bądź podczas sytuacji awaryjnych. Nad wspomnianym panelem znalazł miejsce ciekłokrystaliczny wyświetlacz przekazujący informacje o stanie paliwa w baku, o temperaturze silnika, wskazania komputera (pokonane kilometry, średnia prędkość, zużyte paliwo, przewidywany dystans na pozostałym paliwie itp.).

Na szczycie konsoli, w jej centralnym miejscu, umieszczono niewielki wyświetlacz przekazujący głównie informacje z radia/CD oraz pokazujący aktualny czas.

O bezpieczeństwo pasażerów dbają dwie poduszki powietrzne oraz komplet pięciu trzypunktowych pasów bezpieczeństwa. Nasza testowa wersja nie była wyposażona w ABS, ale hamowanie tym autem nawet na mokrej nawierzchni nie stwarzało wrażenia niestabilności i czuliśmy się w nim naprawdę pewnie.
Pomiędzy centralnymi nawiewami znalazło się miejsce dla włącznika świateł awaryjnych. Działa on w bardzo oryginalny sposób – inaczej, niż w innych samochodach. Jego naciśnięci powoduje lekkie wysunięcie przycisku i wówczas mrugają wszystkie kierunkowskazy. Powtórne przyciśnięcie kończy się wciśnięciem przycisku i wyłączeniem świateł. Ciekawostka, czy seryjna pomyłka przy podpinaniu kabelków do przełącznika? ;-)

Czas ruszyć na drogi dalekie od doskonałości, czyli po prostu… polskie ;-) Zjeżdżamy na trasy lokalne, w pewnej mierze nawet te same, po których jeździliśmy Clio III. I tu spore zdziwienie – Kangoo pokonujemy je z podobnymi prędkościami i nie czujemy się wcale niepewnie! Wręcz przeciwnie – wrażenia z jazdy są znakomite. Amortyzatory mają na nierównościach sport skok, ale jest on nieźle tłumiony, dzięki czemu większość nierówności pokonuje się naprawdę wygodnie. Oczywiście nie da się zapomnieć o dziurawych drogach, ale współczujemy kierowcy Golfa II jadącemu przed nami – człowiek cierpi katusze w swoim wspaniałym niemieckim aucie… Ponieważ nie jesteśmy w stanie mu pomóc, zresztą on z pewnością wcale naszej pomocy nie potrzebuje – wciskamy delikatnie prawy pedał i sprawnie wyprzedzamy dumę polskich wsi i miasteczek.
Nie sprawdzaliśmy empirycznie dokładnej pojemności bagażnika, bo po prostu nie mieliśmy tym razem żadnej przeprowadzki na głowie ;-) Jak by jednak nie patrzeć – w Kangoo da się zapakować naprawdę sporo bagaży.

Co ciekawe – całkiem przyzwoite wrażenia podróżowania są przeżyciami dostępnymi nie tylko dla pięciorga pasażerów usadowionych na fotelach i kanapie. Pasażer bagażnika – mimo dość forsownej jazdy naszego kierowcy po krętych i pofalowanych drogach – nie miał kłopotów z żołądkiem w pudełku, w którym był wieziony. Dementujemy więc pogłoski pojawiające się tu i ówdzie, że króliki nie są akceptowane w transporcie przez kangury ;-) Nasze Kangoo nie protestowało zupełnie w kwestii transportu uszatego zwierzaka. Nie protestowało zresztą w żadnej sytuacji. Królik również nie wyraził sprzeciwu w jakiś specjalny sposób ;-)

Podsumowując – Renault Kangoo, to bardzo pojemne auto, które z powodzeniem może pełnić funkcję samochodu rodzinnego. Owszem – pozbawionego luksusowych wykończeń i materiałów, ale nie wszyscy poszukują takich zbytków. Miło jest Kangura wyposażyć w mocnego diesla, jednakże taka przyjemność kosztuje już spore pieniądze, za które można spróbować znaleźć samochód klasy średniej. Tyle, że w nim nie przewieziecie szafy… ;-)
Podziękowania
Dziękujemy firmie Renault Polska za udostępnienie samochodu dla testów.
Dziękujemy Radosławowi Laskowskiemu za realizację zdjęć.
Dziękujemy Państwu Krystynie i Piotrowi Różyckim za pomoc logistyczną podczas testu.
Samochód testowali dla Was: Krzysiek Gregorczyk i Jędrzej Chmielewski.
Czytaj nas w Google News:
Zapisz się na nasz newsletter teraz!
Najnowsze komentarze