Właściciele samochodów dzielą się na trzy grupy, jeśli idzie o porządek w aucie. Pierwsza grupa to czyściciele, druga brudasy, a trzecia umiarkowani użytkownicy. W życiu swoim poznałam wielu czyścicieli i panicznie się ich boję. Poznałam tez kilku brudasów i tu boję się nie tyle ich, ile raczej tych samochodów.
Z czyścicielami jest tak, że w ich samochodach właściwie nie można oddychać. Gdy się jest tam wpuszczanym, co zdarza się rzadko, bo kto by tam wpuszczał chama do świątyni, a tym jest dla czyściciela samochód, najlepiej nie pachnieć zbytnio perfumami, bo jeszcze świątynia nimi przesiąknie, a to takie niemotoryzacyjne. Nie można tez „jechać” czosnkiem, bo wtedy świątynia przesiąknie naszym oddechem. Podobno żadna klimatyzacja wtedy nie poradzi. Tak słyszałam od jednego czyściciela i on twierdzi, że wie, co mówi! Zapomnijmy o jeździe na kacu! Podwoda świątynią – nie dla ludzi wczorajszych. W świątyni nie wolno też mieć brudnych butów. Znam historię, gdy jeden czyściciel wiózł ciężko chorą matkę do szpitala. Cały przód auta wyłożył gazetami i tam schorowanej starowince kazał trzymać nogi, strasznie niezadowolony, że buty zbyt czyste nie są. Faktem jednak jest, że u czyściciela najlepiej trzymać buty poza autem.
Idealnie byłoby gdyby nasze brudne buty jechały za świątynią same jakimś miejskim autobusem, ale to na razie niemożliwe. (Piszę „na razie”, bo jestem, pewna, ze czyściciele nad tym pracują!) W każdym razie nasze perfumy – fuj, nasz oddech – fuj, nasze buty – fuj. W samochodzie czyściciela zapomnijcie o konsumpcji podczas jazdy. Nie wolno nawet spożywać wody albowiem obawa przed zgniciem tapicerki, dywaników, które to zgnicie może nastąpić nawet od jednej kropli, jest u czyściciela właściciela świątyni, zbyt silna. Za każdą upuszczoną kroplę jest w stanie zabić. Mało tego! Nawet propozycja zajechania do McDonald’s może się dla nas skończyć śmiercią. Zapomnijmy o wszelkiego rodzaju drive thru. No i koniecznie pamiętajmy o myciu rąk. Do auta czyściciela trzeba wchodzić ze świeżo wymytymi rękoma, ale broń boże świeżo nasmarowanymi kremem. Ten przecież może poplamić tapicerkę, a tego właściciel czyściciel by nie przeżył. Pamiętajmy o tym, by papierek po landrynce broń Boże nie upadł gdzieś w samochodzie.
W podróży sanktuarium czyściciela nie można też żuć gumy, bo może nam spaść przy tym gdzieś kropla śliny, ta straszna kropla, od której przecież wszystko gnije! Z kolei, gdy zechcemy wyrzucić gumę np. do własnej kieszeni, niechybnie usłyszymy, że możemy to zrobić dopiero po wyjściu z auta i najlepiej do kosza na śmieci, gdyż z kieszeni ta guma, nawet jak będzie owinięta w podwójny papierek, wyturla się i sklei tapicerkę auta. Czyściciel widział to już setki razy i więcej nie chce! Nie wolno mieć kataru, albowiem kichnięcie zawsze przebije się przez nasze dłonie, chusteczkę itd. i na zawsze skazi świątynię. Najlepiej więc wsiadajmy tam w jednorazowym, sterylnym stroju, bosi, (ale nie z gołymi stopami, bo a nuż mamy grzybicę, a tego czyściciel nie zniesie – możemy zarazić nią… dywaniki), i masce przeciwgazowej. Wprawdzie czyściciel i tak będzie zadowolony przez pięć minut i to tylko z tego, że pochwali się autem i porządkiem, a potem westchnie, że musi nas wieźć i zużywać samochód. Normalnie groza.
Nie mniejsza groza jest, gdy mamy do czynienia z kierowcą brudasem. Ten… podwiezie nas wszędzie. Ale to, jak wyglądamy oraz jak i czym pachniemy po przejażdżce, zależy w dużej mierze od tego, kiedy ostatni raz było sprzątane jego auto. Znam takich, którzy sprzątają samochody raz – przed sprzedażą. Dlatego już wiem, że: siadając trzeba dokładnie obejrzeć siedzenie, by nie przykleić się do niego na gumę do żucia! Po wyjściu z auta, buty możemy mieć brudniejsze niż przed wejściem, bo zdarzają się na podłodze jakieś smary. Bron Boże nie zagłębiajmy dłoni w kieszenie w drzwiach auta brudasa. Możemy natrafić na kanapkę sprzed roku. Nie sięgajmy po żadne leżące w aucie picie. Żółty płyn w butelce może być bowiem nie mrożoną herbatą, ale płynnym produktem przemiany materii oddanym do tej butelki w czasie jazdy na autostradzie, którą to butelkę brudas zapomniał wyrzucić, jak masę innych odpadów walających się po aucie.
Nie zaglądajmy do żadnych map i atlasów! Po pierwsze nie ma gwarancji, że są aktualne – przeważnie nie są, a brudas nie wyrzucił ich tylko dlatego, że jeszcze się przydadzą i poza tym szkoda fatygi. Po drugie – mogą być między nimi gumy do żucia, ślady paluchów po smarze lub czekoladzie. Znam historię, gdy znalazły się również zaschnięte gile z nosa, bo… „w końcu to tylko papier”, jak wytłumaczył mi pewien kierowca. Samochód brudasa jest natomiast z pewnością dobrym miejscem dla wszystkich kolekcjonerów np. zabawek z McDonald‘s – może być tam ich przegląd z wielu sezonów, aczkolwiek nie wszystkie będą w całości. Może być tam też przegląd prasy z ostatnich lat, jak również przegląd ulotek salonów erotycznego masażu oraz biletów parkingowych z ostatniego X-lecia w na tyle dużej ilości, że w skupie makulatury da się uzbierać na piwo. Polecam więc znajomość z brudasem zbieraczom makulatury i złomu, albowiem bywa, że zalegają mu w bagażniku, a także na podłodze, połamane narzędzia oraz samochodowe części itd. I tylko jedno w brudasie jest fajne. Otóż nigdy on nie uważa, by marnował lub niszczył swoje auto, bo jest ono do używania! A on używa tak, jak lubi!
Najczęściej jednak i to na całe szczęście spotykamy umiarkowanych użytkowników, czyli takich, którzy starają się za bardzo w aucie nie brudzić, ale też i nie sprzątać w nim bez przerwy. I zawsze to mnie pociesza, że są oni w większości, a ja jestem jednym z nich. Napisałam zaś to wszystko, bo wiosna. To czas dla wielu ludzi gruntowanych samochodowych porządków, ja zaś zawsze o tej porze znajduję trochę drobnych pod samochodowymi dywanikami, czego i wam drodzy kierowcy o umiarkowanej postawie wobec sprzątania w aucie, naprawdę szczerze życzę.
Najnowsze komentarze