Wyższa Szkoła Druciarstwa Stosowanego ma się w najlepsze od kilkudziesięciu lat. Adeptów brzydkiej sztuki bylejakości nigdy nie brakowało. Ta szkoła co roku przyjmuje nowych uczniów.
Kupno używanego samochodu to dzisiaj nie jest nawet loteria. Trzeba mieć naprawdę dużo szczęścia, by nie trafić na druciarsko naprawiany samochód. W aucie, które ma 15-20 lat, zużyć mogło się już wszystko, musiało być wymienione niekiedy kilka razy, nie ma żadnej gwarancji że robił to ktoś, kto wie co należy wykonać i na jakich częściach.
Wyższa szkoła druciarstwa działa niezawodne i trafiające do naszego kraju samochody, kupione tanio bo rozbite, naprawione są na szybko i byle jak. Nie ma rzeczy, której nie da się spieprzyć a potem idzie opinia o rzekomo awaryjnych samochodach. Dwumasa, wtryski, elektryka, wtryskiwacze, karty bezprzewodowego dostępu, elektryczne szyby… ile to pięknych rzeczy można w samochodzie spieprzyć to głowa mała.
W klubie miłośników zabytkowych samochodów z szewronem na masce znana jest szeroko historia, jak druciarsko naprawiany zabytek jechał sobie na rajd turystyczny, prowadzony przez pewną panią. Pani wzięła dynamicznie zakręt i ładnie go przejechała, jednak drzwi od strony kierowcy zakrętu nie wzięły i pojechały dalej torem prostym, pięknie szorując zabytkowym lakierem po ostrej jak tarka drodze. Druciarze naprawiali zabytek wyjątkowo partacko.
Nasza redakcyjna Xantia, przedmiot radości z hydropneumatyki i troskliwej opieki serwisowej, była pod koniec eksploatacji przez pierwszego właściciela traktowana byle jak. Mechanizm opuszczania szyby się zepsuł i szkło opada? Nie szkodzi, wyrzucimy go i zamontujemy… deskę. Wkrętem do blachy, bo tak szybciej. Korektory prześwitu brudne? A po co to myć, można jeździć panie, nic się nie stanie a potem auto nie amortyzuje, kogo to obchodzi. Jeździ przecież. Przewody hydrauliczne trzeba wymienić? Jasne, ale po co stosować właściwe, skoro można druciarsko dorobić z byle czego. Potem takie auto wymaga naprawdę dużo pracy, żeby je doprowadzić do stanu używalności. Powstaje więc pytanie czy warto.
W Polsce szeroko krąży legenda o drewnianych klockach hamulcowych w samochodach sprowadzanych z Rumunii swego czasu przez Zygmunta Solorza. A co powiecie na drewniane wstawki ze sklejki, zamaskowane szpachlą i pomalowane na czarno w pordzewiałym podwoziu samochodu Renault? Był tak dobrze przygotowany do sprzedaży, że praca ucznia szkoły druciarstwa wzbudziło to wręcz podziw mechanika, który odkrył owo dzieło.
Jakże zabawne bywają zapewnienia, że w sprowadzonym samochodzie wymieniono wszystkie płyny i rozrząd. Można by książkę o tym napisać, jak sprzedawcy wprowadzają w błąd klientów i jak owi klienci się na to nabierają. O dziadku jeżdżącym tylko do kościoła też powstałoby parę tomów historii niezwykłych i niesamowitych. Druciarstwo nie dotyczy tylko mechaniki, w sferze opowieści i sprzedaży też funkcjonuje a co opowieść, to jeszcze bardziej niewiarygodna. Czemu tak tanio? Bo panie kuzynowi żona teścia zmarła i szybko chce się pozbyć, bo i tak nie jeździ. Dla innego klienta będzie to już wujek babci od strony siostry a właściwie to jego pasierbica, ale ta po ciotce.
Ale żeby nie było, że tylko w Polsce takie cuda. Nasz zaprzyjaźniony Czytelnik kupił niedawno od pierwszego właściciela Citroëna BX. Samochód rzekomo serwisowany do samego końca, na co była stosowna dokumentacja. Przy pierwszym, bardzo dokładnym zresztą, przeglądzie w warsztacie specjalizującym się w Citroënach prawda wyszła na jaw. Źle dobrane kule, od zupełnie innego samochodu, były najmniejszym problemem. Przewody hydrauliczne owszem, wymienione, ale mające złe przekroje, z niewłaściwego materiału. Rzeźba w hydraulice wymagała sporych ingerencji fachowca już w naszym kraju. Całe szczęście, że chociaż stan wizualny samochodu był poprawny.
Wyższa Szkoła Druciarstwa ma się świetnie i co roku przyjmuje nowych uczniów. Powody też są znane od lat, niskie zarobki i szukanie okazji oraz chęć szybkiego dorobienia się na sprzedawanych samochodach, druciarstwo w warsztatach też kwitnie, bo szczególnie dzisiaj zapotrzebowanie na takie usługi duże a osób z wiedzą i umiejętnościami jest coraz mniej, starzy fachowcy bezpowrotnie odchodzą. A potem „młody zrób” zmienia się w młody nie umie, nie chce, niedokładnie, byle jak… I wstępuje do tej niesławnej szkoły.
Zapewne i Wy mieliście okazję poznać efekty pracy uczniów Wyższej Szkoły Druciarstwa Stosowanego. Czekamy na komentarze i wasze historie.
Najnowsze komentarze