W czasie, gdy polskie koncerny energetyczne zastanawiają się nad tym, co zrobić z problemem elektromobilności, Francja intensywnie inwestuje w sieć publicznych ładowarek. Są to inwestycje zarówno publiczne jak i prywatne. Ładowarki powstają jak grzyby po deszczu.
W ciągu ostatnich dwóch lat liczba ładowarek we Francji, dostępnych publicznie, wzrosła z 31.849 do 75.279 sztuk. To wzrost o blisko 2,5x a więc bardzo dużo. Dlaczego kraj ten tak mocno rozwija sieć ładowania? Z jednej strony jest to polityka Unii Europejskiej, która przewiduje zakończenie w 2035 roku sprzedaży aut spalinowych i uniezależnienie Starego Kontynentu od importu ropy. Z drugiej zaś strony mamy do czynienia z krajem, który dysponuje energetyką jądrową oraz bardzo dużo inwestuje w odnawialne źródła energii.
Francja inwestuje nie tylko w ładowarki szybkie, ale również zwykłe, które pozwalają na naładowanie samochodu, gdy ten nie jest wykorzystywany, przez kilka-kilkanaście godzin. Bierze tu przykład m.in. z Londynu, gdzie uruchomiono sieć ładowarek na słupach elektrycznych. Zwykłe gniazdka nie oferują zbyt dużej mocy, ale poprzez wydłużenie czasu, są w stanie dostarczyć odpowiedniej ilości energii. W tym londyńskim projekcie współpracuje zresztą Citroën.
W Polsce dla porównania publicznych ładowarek na koniec października 2022 r. było niecałe trzy tysiące, a więc… 25x mniej niż we Francji. Koncerny energetyczne niechętnie patrzą na elektryki, nie widząc najwyraźniej zachęt finansowych ani sensu instalacji źródeł ładowania. Nie ma tutaj zbyt szybkiego zwrotu z inwestycji. I tworzy się nieco błędne koło – bo brak ładowarek zniechęca ludzi mieszkających na osiedlach to kupowania takich pojazdów. Nie każdy ma przecież dom. W Polsce dobrze mógłby się sprawdzić system z Londynu – czyli tanie ładowarki w formie inteligentnych gniazdek. Na razie nie ma na to jednak szans.
A Francuzom możemy jedynie pozazdrościć.
Najnowsze komentarze