Citroen C4 Aircross ma już na liczniku ponad tysiąc kilometrów. Taki wynik w ciągu dwóch dni jazdy to całkiem sporo a to dopiero początek przygody. Teraz przed autem zadanie trudne, bo wjazd do krainy Mordor, gdzie mieszkają cienie. Po drodze będzie jeszcze gościnna kraina Hobbitów oraz gorące plaże, ale na razie czas podzielić się z Wami wrażeniami z północy.
Nasza podróż po Nowej Zelandii:
-
- Citroen C4 Aircross w Nowej Zelandii – dzień 1
- Citroen C4 Aircross w Nowej Zelandii – dzień 2
- Citroen C4 Aircross w Nowej Zelandii – dzień 3
- Citroen C4 Aircross w Nowej Zelandii – dzień 4
- Citroen C4 Aircross w Nowej Zelandii – dzień 5
- Citroen C4 Aircross w Nowej Zelandii – dzień 6
- Citroen C4 Aircross w Nowej Zelandii – dzień 7
Północna Nowa Zelandia to klimat subtropikalny. Oznacza to między innymi całoroczną zieloną trawę, dzięki czemu mogą się tu wypasać ogromne stada bydła, owiec i koni. Takie widoki można zobaczyć na każdym kroku. Jest to kraina mlekiem i wełną płynąca a wiele osób dorobiło się na tym sporych majątków. Nierzadko stada liczą po kilka tysięcy sztuk a ponieważ droga wiedzie przez mniejsze i większe wzniesienia wygląda to wszystko z góry bajkowo. Od czasu do czasu można spotkać ogłoszenia farmerów, którzy bezpośrednio sprzedają swoje wyroby, oferują też nocleg – oznaczony jako B&B czyli łóżko i śniadanie.
Jeśli ktoś z Waś śledzi uważnie relację z tej podróży, to wie, że wczoraj Citroen C4 Aircross nocował w Doubtless Bay. Niewąpliwą zatoką ochrzcił to miejsce James Cook, gdy tu dotarł. Sama zatoka jest ogromna i słynie z przepięknych plaż. I rzeczywiście, pierwsze kroki warto skierować w stronę jednej z tych najpiękniejszych – na przykład Rangiputa, słynącej z białego, miękkiego piasku czy Puheke. Tutaj Citroen Aircross musiał poddać się sesji zdjęciowej, bo widoki były naprawdę niezwykłe. Co ciekawe, są tutaj przygotowane miejsca na piknik, można więc na przykład zjeść śniadanie nad brzegiem oceanu, korzystając z przygotowanych stołów, ławek a obok oczywiście obowiązkowo publiczna czysta toaleta. Cywilizacja.
A co warto zjeść na śniadanie w Nowej Zelandii? Przede wszystkim lokalne owoce – smak kiwi, które są uprawiane w tym regionie, jest kilka razy bardziej intensywny niż tego kiwi, które znamy z naszych sklepów. Za to rozczarować się mogą miłośnicy dobrego pieczywa. W sklepach się takiego nie kupi, trzeba mocno szukać lokalnych piekarni a nawet znalezienie jej nie zawsze daje szansę na zjedzenie czegoś, co dałoby się porównać z polskim chlebem. Ciężko też – i to mnie bardzo dziwi, bo krów tu pełno – o ciekawe wyroby mleczne. Jogurty w niewielkim wyborze. Za to prawdziwą ucztę mogą mieć miłośnicy jedzenia z morza, w lokalnym Four Square bez problemu mogłem kupić żywe małże. Jak z cenami? Małże to $3,79 za kilogram, słodkie ziemniaki (maoryska specjalność) $7,49 za kilogram, opakowanie truskawek $3,40 (250 gram), kilogram kiwi to wydatek $2,99. Jogurty zaczynają się od $1, a napoje typu Cola od $3.
Citroen C4 Aircross w wersji, którą mam przyjemność jeździć, nie ma napędu na cztery koła. Jeżdżąc wzdłuż plaż Nowej Zelandii zaczynam tego bardzo żałować, bo w wiele miejsc – dla pięknych zdjęć! – mógłbym wjechać, gdybym miał dodatkowo napęd na tył. Za to bardzo procentuje spory prześwit nadwozia, bo nawet na nierównych nadmorskich terenach samochód radzi sobie doskonale i cierpliwie znosi pomysły na kolejne ujęcia – a to na skarpie a to przy wjeździe na kamienistą plażę. Przy okazji – dla tych z Czytelników, którzy czekają na więcej zdjęć, obiecuję, że się pojawią po powrocie w dłuższej relacji –dostęp do Internetu jest tutaj limitowany i trudno mi przesyłać większe ilości materiału na stronę.
Wielkim plusem Aircrossa jest jego automatyczna skrzynia biegów. Działa płynnie i w zasadzie niezauważalnie. Zmiana biegów dokonywana jest cicho i w momentach, które nie przykuwają uwagi kierowcy. Wrażenie jest takie, jakby mieć auto elektryczne, które oczywiście skrzyni nie posiada. Jedyna różnica dotyczy dźwięku – wspominałem już o tym, że silnik słychać jedynie przy wyższych obrotach. Kolejna cecha auta na plus to duże lusterka, dzięki którym obserwacja szalonych niekiedy wyczynów innych kierowców jest bardzo ułatwiona. We wnętrzu przydatne są trzy uchwyty na napoje – jeden z przodu tunelu, przed drążkiem skrzyni biegów, tam zmieści się swobodnie puszka z napojem, dwie w środkowej części tunelu. Użyteczność wnętrza podnosi też spory schowek w wygodnym podłokietniku. Oprócz miejsca na wiele drobiazgów jest tam również gniazdko elektryczne oraz gniazdo USB. Kieszenie w drzwiach są również bardzo pojemne. W zasadzie jedyne zastrzeżenie, które znalazłem, to niezbyt przyjazna da ręki tapicerka na podłokietniku w drzwiach. Po dłuższej jeździe jej faktura jest nieco męcząca.
Po poranku w Doubtless Bay czas udać się dalej, już na południe. Po drodze wizyta w Bay of Islands, Zatoce Wysp. Znajduje się tutaj kilka interesujących miejsc – dla miłośnika historii ciekawy będzie najstarszy kamienny budynek w Nowej Zelandii w Waitangi, zbudowany dla ochrony towarów kupców przed napadami Maorysów. Do dzisiaj znajduje się tu sklep a na piętrze można zwiedzić muzeum. Niedaleko stąd znajduje się również inne historyczne miejsce, Treaty House, w którym Wielka Brytania podpisała układ z Maorysami, który ustanawiał tu brytyjską kolonię i zapewniał własność ziemi lokalnym mieszkańcom. Oba budynki, chociaż naznaczone ciekawą historią, nie szokują, ponieważ są dużo młodsze niż nasze zabytki sprzed setek lat, ale warto je zobaczyć.
Tuż obok Waitangi znajduje się miejscowość wypoczynkowa Paihia. To turystyczne serce regionu, odpowiednik naszego Mielna czy Ustki. Są tłumy turystów, dziesiątki restauracji i kawiarenek, nieodzowne sklepy z pamiątkami oraz piękne plaże wzdłuż ulic. Można popłynąć stąd w rejs, albo po prostu godzinami plażować się, korzystając z ciepłej wody i fal oceanu. Podstawowa różnica w stosunku do Polski? Gwarantowana pogoda i brak chaosu nieskładnie poustawianych straganów. Wszystko jest bardziej uporządkowane i przyjazne dla turysty. Oprócz cen, bo te jak przystało na kurort, bywają wysokie. Danie obiadowe w restauracji to $15-$20.
W Nowej Zelandii dostępnych jest sporo lokalnych wyrobów, wszelkiego rodzaju. Na każdym kroku da się kupić coś, co wytworzono tutaj na miejscu. W Paihii trwał między innymi kiermasz rękodzieła artystycznego, z szerokim wyborem biżuterii, wyrobów drewnianych a nawet malarstwa. Każdy z przedmiotów stworzył ktoś z lokalnej społeczności. Miła odmiana dla wszechobecnej chińszczyzny. Niesamowita jest też otwartość ludzi, wszechobecny uśmiech i pozytywne podejście do życia.
Ostatnim celem dzisiejszego dnia jest miejscowość Whangarei, położona bliżej Auckland. 60-tysięczne miasto to biznesowo-handlowe centrum regionu. W środku miasta sporo sklepów. Dla Polaka, przyzwyczajonego do świąt ze śniegiem i zimnem, niesamowicie wyglądają zapowiedzi gwiazdkowych parad i choinki w sklepach, informacje o świątecznych promocjach i wyprzedażach, przy 30 stopniowym upale i pełnym słońcu. Atmosfera świąteczna jest tutaj zupełnie inna niż w Polsce.
W tym mieście, po blisko 400 kilometrach jazdy, Citroen C4 Aircross będzie odpoczywał, czekając na kolejne przygody. Ale zanim odpocznie, czas na wizytę na pięknej plaży, zlokalizowanej w pobliżu miasta. Pięknie wyglądają ogromne, kilkumetrowe fale, sunące z ogromnym szumem w stronę brzegu w blasku zachodzącego słońca. To Awahoa Bay, miejsce, o którym trudno znaleźć informacje w przewodniku. Fale rozbijają się tworząc niesamowitą mgiełkę wodną, która tworzy miraże pływających w oddali gór. Dlatego tak lubię zwiedzać nowe miejsca samochodem, bo zawsze można zjechać z utartego szlaku i odpowiedzieć na wezwanie, które rzuca nieznana wcześniej droga, by sprawdzić co znajduje się u jej końca. Przygoda nie lubi leniwych.
Wraz z zachodzącym słońcem kończy się kolejny dzień w Nowej Zelandii.
Citroën C4 Aircross – relacja z wyprawy:
Część pierwsza: Citroën C4 Aircross I 2013 na antypodach: Misja Nowa Zelandia
Część druga: Citroën C4 Aircross w Nowej Zelandii: 77 godzin w podróży
Część trzecia: Citroen C4 Aircross na antypodach – pierwszy dzień w Nowej Zelandii
Część czwarta: Citroen C4 Aircross na antypodach dzień 2 – na północ, tam musi być jakaś cywilizacja
Część piąta: Citroen C4 Aircross na antypodach dzień 3 – pożegnanie z północą północnej wyspy
Część szósta: Citroen C4 Aircross na antypodach dzień 4 – w krainie hobbitów
Część siódma: Citroen C4 Aircross na antypodach dzień 5 – w cieniu Mount Doom
Część ósma: Citroen C4 Aicross na antypodach dzień 6 – na styku piekła z rajem
Część ósma: Citroen C4 Aircross na antypodach dzień 7 – półwysep Coromandel i pożegnanie z Nową Zelandią.
Podziękowania
Pomysłodawcą i organizatorem testu Citroëna C4 Aircross w Nowej Zelandii jest nasz portal. Dziękujemy Citroen Polska za pomoc w organizacji wyjazdu oraz Citroen New Zealand za udostępnienie samochodu.
Originally posted 2013-11-24 05:31:28.
Najnowsze komentarze