Świat jest miejscem, którym rządzą niesamowite zbiegi okoliczności, a jeśli chodzi o markę Citroën, działa to ze zdwojoną mocą. Pan Dariusz, który współpracuje z Francuskie.pl i pilnuje działania naszej redakcji od strony finansowej, zaczął swoją motoryzacyjną przygodę w dzieciństwie właśnie z Citroënem i to nie byle jakim – Traction Avant.
Za czasów PRL kupno samochodu w Polsce graniczyło z cudem. Tata pana Darka był kierowcą w Domu Słowa Polskiego i chociaż bardzo chciał mieć swoje auto, było to w zasadzie niemożliwe. Pewnego razu dowiedział się jednak, że ministerstwa będą sprzedawać swoje wysłużone stare Citroëny Traction Avant. Ich zakup przez osobę prywatną był niemożliwością, ustawiała się po nie długa kolejka chętnych na własne auto. Jednak jakimś cudem osoba, która kupiła takiego Tractiona, ostatecznie postanowiła go sprzedaż i wtedy pojawiła się okazja. Tata pana Dariusza auto kupił. Jako kierowca – mechanik nie obawiał się usterek ani napraw i mimo że Citroën był naprawdę mocno wyeksploatowany, to jego solidna, nadal nowoczesna konstrukcja, która kryła się pod nieco archaicznym już nadwoziem, gwarantowała długotrwałą eksploatację.
Dla pana Darka i jego brata samochód był ucieleśnieniem marzeń. Co prawda po wielu latach jazdy w państwowych instytucjach miał już mocne oznaki zużycia, ale dla dzieci nie miało to znaczenia. Nie przeszkadzało im nawet to, że brakowało w nim zamków a ich tata dorobił zamiast tego coś w rodzaju metalowych uchwytów do kłódek, na które zamykał drzwi i klapę, żeby do stojącego na podwórku auta nie dobierali się ciekawscy.
Samochód! Dzisiaj to rzecz pospolita, ale wtedy? Marzenie i cudowna maszyna a do tego jeszcze magiczna, marki Citroën! I właśnie to auto zapisało się w pamięci dziecka jako takie, które dostarczyło mu mnóstwa wspomnieć z przygód mających miejsce w czasie podróży. Większość z nich miała oczywiście związek z mocnym wyeksploatowaniem auta.
Rodzina taty pana Darka mieszkała w Siedlcach (tych samych Siedlcach, które wspierała po wielkim pożarze matka Andre Citroën!) a mamy za Błoniem, w Niepokalanowie. Nic więc dziwnego, że często jeździli do jednej i drugiej babci, przemierzając wiele kilometrów na obu drogach. Pewnego razu, wracając z Niepokalanowa, już w Warszawie na wysokości elektrociepłowni Wola, zatrzymał ich milicjant jadący na motorze, którego przed chwilą wymijali.
– Co się stało? – zapytał tata pana Darka
– Oblaliście mnie gorącą wodą! – odpowiedział funkcjonariusz, najwyraźniej nie zły, ale przejęty, że coś się dzieje z autem
Po otwarciu klapy silnika okazało się, że istotnie, jeden z węży z gorącym płynem chłodniczym przecieka a woda tryska przez maskę na bok. Naprawy dokonano na miejscu za pomocą pończochy, którą dała mama pana Darka. Uszczelnienie działało znakomicie.
Druga przygoda wydarzyła się na ulicy Żwirki i Wigury w Warszawie, w czasie wyjazdu do Niepokalanowa. Pan Darek siedział z bratem z tyłu, gdy nagle auto gwałtownie przechyliło się na prawą stronę. Odpadło koło z jakimś jeszcze elementem. Dosłownie widzieliśmy przez przednie szyby jak koło dalej potoczyło się po drodze.
Koło udało się znaleźć szybko, ale z brakującą częścią było gorzej, okazało się iż to było łożysko. Dopiero motocyklista, który widział całe zdarzenie powiedział że widział, gdzie to było i przywiózł element. Rodzina wróciła pieszo do domu, pan Darek został wysłany z narzędziami do taty a ten na ulicy naprawił auto. Tego dnia już nie pojechali.
Trzecia przygoda wydarzyła się przez zająca, który wbiegł nagle przed maskę za Kałuszynem i niestety zakończył swój żywot. Wcześniej tata pana Darka narzekał, że auto jakoś nie chce jechać. Na kocich łbach (wtedy tam nie było jeszcze asfaltu), którymi była wyłożona droga do Siedlec, Citroën myszkował na lewo i prawo. Przymusowy postój wyjaśnił co się stało – prawe koło całkowicie się poluzowało i nie dało się go kontrolować kierownicą. Czyli po drodze kierowało tylko te lewe a prawe swobodnie ustawiało się jak chciało. Prowizoryczna naprawa w pobliskim warsztacie zajmującym się traktorami polegała na związaniu luźnych elementów grubym drutem. Być może ten zając uratował całą rodzinę przed kraksą.
Czwarta przygoda zdarzyła się w nocy, również w czasie jazdy do Siedlec. Nagle w samochodzie zgasły wszystkie światła. Trzeba było się zatrzymać – ale bez świateł i bez prądu jechać się nie da. Na szczęście ktoś się zatrzymał – okazało się, że w pobliżu mieszka ktoś, kto również ma takiego Citroëna i do tego jest mechanikiem. Przyczyna utraty prądu? Skończyły się szczotki w prądnicy.
Mimo tych przygód a może dzięki nim, pan Darek do dzisiaj z rozrzewnieniem wspomina tamte cudowne, beztroskie czasy i komfort, jaki dawał Citroën. Coś z tych wspomnień musi głęboko tkwić wewnątrz, bo nie tylko interesuje się motoryzacją ale do Citroëna ma szczególny sentymentalny stosunek.
Spis fotografii:
- Zdjęcie tytułowe – Przed domem rodziny w Siedlcach, pan Darek stoi na zderzaku,
- Zdjęcie 2 w tekście – tata Pana Darka na podwórku u rodziny.
Masz ciekawą historię, związaną z Citroënem, Peugeot lub Renault? Skontaktuj się z redakcją: [email protected]
Najnowsze komentarze