W poniedziałek, 5 września, zostaną otwarte zamówienia na limitowaną wersję Peugeot 408 First Edition. Na pokładzie będzie wszystko to, co można zainstalować dzisiaj do takiego samochodu. Jednak zamówienia nie będzie można złożyć w salonie, tylko i wyłącznie przez internet. Czy dealerzy są jeszcze dzisiaj potrzebni?
Grupa Stellantis od dłuższego czasu prowadzi działania zmierzające do redukcji kosztów. Jednym z celów tej polityki jest zmniejszenie kosztów związanych z siecią sprzedaży aż o 50%. To bardzo dużo i wymaga całkowitej zmiany podejścia do procesów sprzedażowych. Od momentu zamówienia auta do produkcji, poprzez jego dostawę do danego kraju, potem dostawę do dealera i sprzedaż – wiele musi się zmienić. Stellantis stara się rozwinąć sprzedaż internetową. Testy na większą skalę prowadzono między innymi w Anglii oraz w Indiach. W obu tych krajach funkcjonuje pełnoprawna sprzedaż przez sieć. Teraz taką sprzedaż wprowadza się w Polsce. Bez większego rozgłosu marki Citroën oraz Peugeot uruchomiły już swoje sklepy internetowe, można w nich obejrzeć, skonfigurować i zamówić wybrany model. Proces ten nie jest jeszcze idealny, ale już działa.
Zobacz: Salon Peugeot on-line
5 września oficjalnie ruszą zamówienia na Peugeot 408 First Edition – chyba po raz pierwszy w historii naszego kraju w przypadku Stellantis (dawniej PSA) będą prowadzone przez internet. Samochód, który wyprodukowano w ilości 300 sztuk, dostępny będzie wyłącznie on-line i to w formule kto pierwszy ten lepszy. Po co komu dealerzy? Jak dowiadujemy się u źródła, Stellantis planuje, że 30% samochodów będzie sprzedawanych on-line. Na razie, bo później być może zwiększy ten udział jeszcze bardziej. Pozornie to bardzo atrakcyjna wartość, bo pozwala utrzymać strumień przychodów wewnątrz organizacji, bez dzielenia się z dealerami. Koncern zapłaci im tylko małą kwotę za dostarczenie i wydanie auta.

Zobacz: Stellantis ma problemy z produkcją samochodów dostawczych
Dealerzy Stellantis w Polsce o tych planach doskonale wiedzą i zastanawiają się co zrobić. Przesunięcie nacisku w stronę sprzedaży on-line, kasowanie ich zamówień z systemu, niepewność co do dostaw (problem dotyczy całej Europy, nie tylko Polski) powoduje, że nie są specjalnie chętni na przedłużanie współpracy z niezbyt z ich punktu widzenia solidnym partnerem. Wszyscy mają przecież wypowiedzenia, które się niedługo kończą a nowe umowy, które się im proponuje (będące połączeniem sprzedaży agencyjnej i komisowej) będą terminowe. Dwa lub trzy lata współpracy gwarantowanej na piśmie to za mało, by przewidywalnie inwestować w nowy wystrój, podział salonów na więcej marek, by wydawać dość wysokie kwoty na szkolenia, dostęp do systemów czy wreszcie za samo bycie w danej marce.

Zobacz: Stellantis nakłada milionowe kary na dealerów
Czy dealerzy są jeszcze w ogóle potrzebni? Wiele osób uważa, że nie. Wszystko można załatwić przez internet – od zakupów po serwis, wystarczy przecież do klienta wysłać transport po samochód a potem podrzucić mu auto pod dom. Żaden problem? Być może, bo Stellantis od wielu lat rozwijał sieć serwisów niezależnych pod szyldem Eurorepar. Marka ta dostarcza również budżetowe części zamienne i akcesoria.
Zobacz: Salon Citroëna on-line

Wszystko w życiu się zmienia – zmienia się też motoryzacyjny wizerunek naszego kraju. Być może niedługo już nie będzie typowych salonów, jakie znamy dotychczas. Idzie nowe, ale czy lepsze?
Najnowsze komentarze