Wszyscy, a już na pewno zdecydowana większość z nas, jeździmy po naszych drogach. Drogach, które z mozołem, ale jednak powoli poprawiają swój stan. Daleko nam jeszcze do normalnych krajów, ale powolutku robi się lepiej. Z roku na rok mamy więcej dobrych dróg, choć nierzadko po upływie tegoż roku trzeba remontować drogi oddane do użytku rok wcześniej. Ale nie będę dziś narzekał na drogi i na brak profesjonalizmu drogowców. To już było. Dziś o elementach znajdujących się w tzw. pasie drogowym. Elementach, których w normalnych krajach nie zobaczycie, a u nas powstają, jak grzyby po deszczu, choć najnormalniej na świecie nie mają prawa tam się znajdować!
Tak – dobrze kombinujecie. Wzdłuż naszych dróg, obojętne, czy na terenach zabudowanych, czy poza nimi, przybywa krzyży, małych pomników, a nawet wręcz kapliczek. Stawia się je zwykle w miejscach wypadków drogowych, w których ktoś stracił życie. Rozumiem ból po stracie członka rodziny, ale pogrążona w głębokiej żałobie rodzino – to jeszcze nie powód, by po pierwsze: nie przestrzegać prawa, a po drugie: narażać na utratę życia innych ludzi.
Przydrożnych krzyży jest mnóstwo. Coraz częściej jednak nie stawia się tylko ich, ale wręcz umieszcza w pasie drogowym małe pomniki wykonane z kamienia. Coś, jak na cmentarzu, tylko w miniaturce. Po prostu rewelacja! Jeszcze rabatka, ławeczka i można przysiąść na chwilę zadumy. A przy okazji narazić siebie i innych na obrażenia, bądź nawet na utratę życia. Wszak wiadomo powszechnie, że wypadki chodzą po ludziach.
Myślicie, że przesadzam? Też mi się wydawało, że krzyże, czy przydrożne pomniki stawiane w miejscach wypadków nie stanowią jakiegoś mierzalnego zagrożenia. Co nie znaczy, że byłem ich zwolennikiem. Wszak stawiane są z naruszeniem prawa. W pasie drogowym nie można sobie postawić czegokolwiek ot tak. Potrzebne są zezwolenia, a wiadomo, że nawet w naszym rozmodlonym kraju na takie coś zezwolenia nikt nie da. Niestety owym rozmodlonym urzędnikom brakuje już sił, by prawo egzekwować i po prostu z pasa drogowego te samowole budowlane usuwać. U nas nie ma po prostu takiej siły, która jest w stanie zlikwidować cokolwiek, co nosi znamiona symbolu religii katolickiej, choćby nawet postawiono to z rażącym naruszeniem obowiązującego prawa.
Kiedyś zastanawiałem się, czy rodzina ofiary zapalająca przy takim przydrożnym (nierzadko metalowym) krzyżu znicz choć troszkę myśli. Owszem – wspomina zmarłego człowieka, więc teoretycznie jest to proces myślowy, ale obawiam się, że na tym się kończy. W warunkach ograniczonej widoczności taki zapalony znicz bowiem rozprasza użytkowników dróg. A w takiej sytuacji o nieszczęście nietrudno – ciemno, rodacy ubrani na ciemno i rozpraszające światełko, za którym niejeden kierowca się obejrzy. Do nieszczęścia niedaleko.
Ale to nie jedyny aspekt sprawy. Niedawno jechałem jako pasażer komunikacji masowej przez dość długi odcinek polskich dróg. Niewygody niemieckiego busa sprawiały, że wierciłem się na swoim fotelu, a do głowy przychodziły różne myśli. I wpadło mi do owej pustej głowy, że przecież na takim przydrożnym krzyżu może się zabić na przykład rowerzysta przewrócony przez podmuch wiatru ogromnej ciężarówki. Gdyby krzyża nie było – rowerzysta upadłby do rowu. Mnogość krzyży zwiększa prawdopodobieństwo zwykłego nadziania się na symbol wiary ustawiony przy drodze w imię nie wiadomo czego z pogwałceniem prawa na dodatek. W efekcie rowerzysta może odnieść wcale niemałe obrażenia, za leczenie których zapłaci całe społeczeństwo. Ba – może on stracić nawet życie, co wprawdzie budżetu specjalnie nie obciąży, ale też dla społeczeństwa specjalnie korzystne być nie musi. Co gorsza – w tym miejscu może się w efekcie pojawić drugi krzyż upamiętniający nadzianego! Błędne koło. I jednocześnie perpetuum mobile.
Przesadzam? Może i tak. Ofiary śmiertelne samowolek religijno-budowlanych już jednak są. Nie tak dawno, bo w marcu br., na Zamojszczyźnie zginął 29-letni mężczyzna. Owszem – przeszarżował na pożyczonym motocyklu, być może nawet był pijany. Ale to nie znaczy, że nie miał prawa żyć. Gdyby nie uderzył w betonową podstawę krzyża – być może przeżyłby wypadek będący efektem własnej bezmyślności. Co ciekawe – zabił się o krzyż postawiony nie przez rodzinę ofiary wypadku, ale przez młodzież z ruchu oazowego. W ten sposób wspólnota religijna przyczyniła się do śmierci człowieka. Extra!
Zapewne część z Was powie – skoro był (prawdopodobnie) po spożyciu, skoro przeszarżował, to sam jest sobie winien. Podpisałbym się pod tym wszystkimi czterema rękami ;-) ale poczytajcie sobie najobszerniejszy tekst, jaki o tym wypadku na szybko znalazłem. Został zamieszczony tutaj. Pod koniec znajdziecie znamienny fragment, który pozwalam sobie za „Kroniką Tygodnia” zacytować:
To cud, że nie zginął nikt inny. Chwilę przed wypadkiem na tym skrzyżowaniu była grupka dzieci, mieszkających po sąsiedzku. Stały przy „sierżantach”. Jeden z mieszkańców zatrzymał się, by spojrzeć na kwiaty posadzone obok krzyża. Na szczęście, wszyscy odeszli stamtąd kilka minut przed tragedią. Inaczej we wsi byłoby kilka pogrzebów.
Są tacy, którzy uważają, że krzyż w tym miejscu absolutnie nie powinien stać.
– Postawiono go na przedłużeniu osi jezdni, na bardzo ostrym zakręcie i w dodatku może 1 m od krawędzi jezdni. To gotowe nieszczęście. Przecież w pasie drogowym nie można ot tak sobie stawiać, co komu pasuje. Gmina powinna na to zwracać uwagę – mówi jeden z kierowców, codziennie przejeżdżających tą drogą.
No właśnie. Krzyż postawiony kilkanaście lat temu przez – jakby nie patrzeć – nawiedzoną grupę młodzieży mającej daleko w nosie wszelkie prawa poza boskimi, stanowi po dziś dzień spore zagrożenie. Czy powinien zniknąć?…
Przytoczyłem tylko jeden przypadek, zapewne skrajny. Zginął człowiek. Być może poniosła go fantazja. Nie znałem tego mężczyzny i nawet mi go nie szkoda – poniósł koszty swojej fantazji i dobrze, że tylko on zginął. Mogło się jednak zdarzyć i tak, że opanowałby pożyczony motocykl na tyle, że sam by się nie przewrócił, ale zepchnąłby na krzyż np. Bogu ducha winne dziecko. Twoje dziecko, moje, nieważne zresztą, czyje. Czy cała wina spadłaby wówczas na niego, czy może okryłaby także bezmyślną tłuszczę, która postawiła symbol swej wiary w miejscu, w którym w żadnym wypadku nie powinno go być?
Religia w naszym kraju jest dosłownie wszędzie. Niestety często jest to religijność na pokaz, a w sercach tego katolickiego narodu jest wszystko, tylko nie chrześcijańskie nauki. Łamanie przepisów dotyczących np. ograniczenia prędkości podobno też jest grzechem – o tym chętnie z ambon krzyczą księża w okolicach święta mojego patrona – Św. Krzysztofa. Szkoda, że nie przyjdzie im do głowy krzyczeć o niezgodnym z prawem stawianiu przydrożnych krzyży, pomniczków i kapliczek. Swoją drogą ciekawe, jak wypadły konsultacje z wielebnym księdzem proboszczem, do którego – zgodnie z cytowanym wyżej artykułem – zwrócić się mieli w sprawie odbudowy krzyża w Lipsku Kosobudach mieszkańcy miejscowości, co zadeklarował sołtys. Czy coś się zmieni, czy może odbudowany krzyż znowu będzie czekał na kolejną już ofiarę w pewnej wsi na Zamojszczyźnie?…
Krzysiek Gregorczyk
Najnowsze komentarze