Jesteśmy w Japonii i mamy dla Was pierwszą relację – ze spotkania z Junichiro Ueda. Ale się działo!
Jutro odbędzie się 15. edycja największego na świecie zlotu miłośników i użytkowników Renault Kangoo. Kto by pomyślał, że ten model tak polubili mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni! Wprawdzie teraz wiśnie nie kwitną, a Górę Fuji co chwilę spowijają chmury i zrobiło się chłodno, ale i nie o Kangoo dziś będzie mowa. Za to o Xantii coś się pojawi.
Przyleciałem do Tokio w czwartkowy wieczór japońskiego czasu. Zameldowałem się w hotelu i – mimo drzemki w samolocie – poszedłem znowu spać. Wszak różnica czasu między Polską i Japonią to 7 godzin, a mnie czekał dość intensywny kolejny dzień. Bo na piątkowy poranek zapowiedział się Citroënem Xantią Jun-ichiro Ueda – japoński dziennikarz motoryzacyjny, którego poznaliśmy nieco ponad pół roku temu, gdy przyleciał na organizowane przez nas 30. urodziny Xantii.
Jun-ichiro prywatnie posiada Xantię i właśnie tym samochodem po mnie przyjechał. To pięknie utrzymany egzemplarz jeszcze sprzed liftingu napędzany 2-litrowym silnikiem benzynowym współpracującym z automatyczną skrzynią biegów. Auto jest w nienagannym stanie technicznym, a i wizualnie trudno mu cokolwiek zarzucić. Wszystko działa w nim właściwie, zawieszenie świetnie tłumi nierówności, których nawet w Tokio i okolicach nie brakuje, a do tego jest jakby dodatkowo wyciszone – w środku było zaskakująco cicho.
Ale nie, Jun-ichiro nie wytłumiał swojej Xantii. Po prostu stan samochodu jest tak dobry, jakby samochód miał dwa lata, a nie ponad dwadzieścia pięć. W dodatku auto jest w Japonii szalenie rzadkie, więc utrzymanie go w takim stanie musi kosztować sporo wysiłku. Okazuje się jednak, że są wyspecjalizowane firmy, które pomagają miłośnikom hydropneumatyków w rozwijaniu ich pasji.
Jun-ichiro przyjechał po mnie Xantią wraz ze swoją żoną. Zabrali mnie na wycieczkę turystyczną. Pojechaliśmy do leżącej na południowy zachód od Tokio Jokohamy. A tam – to ogrodu japońskiego. Wydawałoby się to dziwne – przecież w Japonii każdy ogród jest japoński ;-) Chodzi jednak o cały układ przestrzenny. Ten ogród w Jokohamie nie jest tak popularny, jak ten w Kioto, ale podobno równie urokliwy, a gdy człowiek naprawdę chce się wyciszyć, to ten okazuje się nawet lepszy. Po prostu jest w nim mniej ludzi.
I faktycznie – mamy tu jeziorko i mniejsze zbiorniki wodne, mamy strumyczki, mamy mnóstwo roślin, a do tego klasycznych, zabytkowych budynków, z których część została w to miejsce przeniesiona z innych lokalizacji. W sąsiedztwie wielkiego ośrodka przemysłowego, jakim jest Jokohama, można się wyciszyć na łonie przyrody, odpocząć, oderwać od rzeczywistości… To się czasem naprawdę przydaje.
Z ogrodu, z położonego na wzgórzu „obserwatorium” przy dobrej pogodzie, gdy widoczności nie pogarsza smog, można dostrzec górę Fuji.
Koniecznie trzeba też wejść na górkę, na której stoi Pagoda Trzech Historii, z byłej Świątyni Tomyoji.
Następnie Jun-ichiro wraz z żoną zabrali mnie do Cup Noodles Museum. Cóż może być ciekawego w muzeum makaronu, zapytacie… Otóż to jest muzeum dokumentujące historię wielkiego sukcesu biznesowego, jakim jest oferowanie klusków w postaci instant. Cup Noodles to marka znana również w Polsce. W wielkim gmachu można dowiedzieć się, jak się rozwijała, co oferowała, z jakimi problemami się mierzyła, i jak wyrosła na wielką korporację.
Co więcej – można tu wejść, otrzymać kubek, wymalować na nim, co się tylko chce, po czym skomponować własne danie (makaron, tonacja smakowa, plus cztery z kilkunastu możliwych dodatków), po czym zostanie to profesjonalnie zapakowane. Zabieracie to do domu, gdzie przed upływem miesiąca (data przydatności do spożycia) zalewacie gorącą wodą i zjadacie. Zabawa jest przednia, nie tylko dla licznie odwiedzających muzeum wycieczek szkolnych, ale i dla równie licznych dorosłych!
A to tylko jedna z atrakcji tego obiektu. Więcej na jego temat dowiecie się zaglądając tutaj.
Odwiedziliśmy też główną siedzibę Nissana, gdzie miałem okazję obejrzeć sporo modeli aut marki tworzącej z Renault (i Mitsubishi) wielki motoryzacyjny Alians. Relację z odwiedzin w Nissan Gallery zdamy Wam w osobnym materiale.
Następnie wsiedliśmy do Xantii i pojechaliśmy do Tokio, do dzielnicy Asakusa, do której trafiają chyba wszyscy turyści. To tutaj najłatwiej kupić pamiątki z Tokio, słodycze, spróbować japońskiej kuchni w uliczkach gastronomicznych. Spoglądając na wschód nie sposób nie dostrzec Tokyo Skytree – najwyższej wieży świata (634 metry) i drugiej najwyższej budowli na świecie (po dubajskim Burdż Chalifa).
Dzień był pełen wrażeń, ale dał mi wiele zadowolenia. Państwo Ueda odwieźli mnie Xantią do kolejnego hotelu (każdą noc z Japonii spędzam w innym obiekcie), gdzie pożegnaliśmy się serdecznie obiecując sobie kolejne spotkanie w przyszłości – czy to w Japonii, czy może w Polsce. Nieoficjalnie zaprosiłem ich na 20. urodziny naszego wortalu na początek września przyszłego roku. Może akurat uda im się przylecieć? W każdym razie jeszcze raz dziękuję Wam za wczorajszy dzień! Było wspaniale!!!
A przede mną Renault Kangoo Jamboree 2023. Prognozy zapowiadają się średnio, ale może Góra Fuji zadba o pogodę, bo atmosfera na pewno będzie wspaniała!
Krzysztof Gregorczyk
Najnowsze komentarze