Pędzi człowiek sobie przez Polskę, to zajedzie tu, to tam. Niekiedy tankowanie wypadnie na drodze krajowe, gdzie benzyna po 6,59, niekiedy tankowanie wypada na autostradzie, gdzie cena już wyższa, bo 6,84. Sieć ta sama, znana, krajowa, paliwo to samo, a cena wyższa. Czemu?
Jadąc dzisiaj przez nasz kraj czerwcowy piękny zwróciłem uwagę na sporą różnicę w cenie benzyny na Orlenie. Na drodze krajowej owa cena wynosiła 6,59 zł, na autostradzie A1 – aż 6,84 zł. Różnica to niby tylko 25 groszy, ale jak się owe grosze przemnoży przez pojemność baku to już wychodzi 15 zł różnicy na każdym tankowaniu. Mieć piętnaście zł, nie mieć piętnastu złotych i robi się… sporo.
Najwyraźniej stacje zlokalizowane przy autostradach muszą mieć wyższe koszty, bo nie nadużywają chyba swojej pozycji monopolistycznej, prawda? Zapewne zamieszana w owe opłaty jest dyrekcja dróg i autostrad, która robi przetargi na owe cenne autostradowe miejsca. Można to odebrać jako taki sposób dodatkowego zarobku z tytułu budowy autostrady. Ale tak na logikę to na autostradzie powinno być… taniej. Ruch tu gwarantowany, zużycie paliwa większe, głód też spory – zwykle te stacje są po prostu oblężone. A skoro większa sprzedaż to i ceny mogłyby być niższe.
Znowu kłania się tu pomysł stworzenia w Polsce silnej i prężnie działającej organizacji kierowców, która mogłaby zająć się namawianiem polityków do zmian niekorzystnych przepisów, które wpływają na ceny. Podatków i opłat w paliwie mamy już bardzo dużo, czemu jeszcze mamy płacić haracz za to, że ktoś wymyśla sobie przetarg na miejsce stacji?
Państwo traktuje kierowców jak dojne krowy – muszą jechać to i zapłacą ile trzeba. To bardzo krótkowzroczne podejście: koszty transportu wpływają na całą gospodarkę. Podróżowanie i transport powinny być jak najtańsze, co przyczyniłoby się do rozwoju wielu branż. Warto to podejście urzędników do nas, kierowców, jak najszybciej zmienić.
Najnowsze komentarze