W dziedzinie absurdów związanych z motoryzacją Polska znajduje się w mocnej czołówce. Braki paliwa, które wystąpiły na części stacji w kraju a właściwie epidemia awarii dystrybutorów, to efekt ręcznego sterowania cenami paliw przed wyborami. Sytuacja utrzymuje się od wielu dni.
Tytułowe zdjęcie zrobiliśmy wczoraj na jednej ze stacji Orlenu w centralnej Polsce. Brakowało benzyny i oleju napędowego, termin dostawy nieznany, ale „powinny być w przyszłym tygodniu” poinformował nas wyraźnie zmęczony sytuacją pracownik. Na pytanie dlaczego brak paliwa nazywa się „Awarią dystrybutora” tylko smętnie się uśmiechnął.
O co w tym wszystkim chodzi? Zbliżają się wybory, więc państwowy koncern obniżył ceny paliwa dużo poniżej rynkowych, by wpłynąć na decyzje wyborcze. Po raz pierwszy w historii naszego kraju Orlen zadziałał dokładnie odwrotnie, niż robił to zawsze: gdy tylko dolar lub baryłka ropy drożały, cena zmieniała się na stajach i zwykle od razu w górę. Teraz, mimo wzrostu kursu dolara, cena poszła mocno w dół. 5,99 zł za litr to kwota nierynkowa.
Żeby ją osiągnąć Orlen sięgnął do rezerw, czyli paliwa kupionego kiedyś taniej. Gdyby próbowano sprzedawać kupioną drożej ropę taniej niż koszt zakupu, byłoby to działanie na szkodę spółki i podejrzenie wyrządzenia szkody w mieniu na ogromną skalę, stąd właśnie sięgnięto po rezerwy. Jednak owe rezerwy okazały się niewystarczające w stosunku do ogromnego zapotrzebowania – ludzie doskonale rozumieją, że po wyborach cena skoczy nawet na 8 zł za litr – i rezerwy się skończyły. Paliwa zaczęło brakować.
Działanie Orlenu wywołało też chaos na rynku hurtowym, gdzie paliwo sprzedawano znacznie drożej niż w detalu. Ucierpieli np. rolnicy, którzy prowadzą jesienne zbiory warzyw i zamiast kupować tanie paliwo (mają specjalne warunki) nie mogli go kupić wcale albo przepłacali. Pojawiły się doniesienia o kłopotach z tankowaniem autobusów miejskich a nawet karetek pogotowia. Policja miała otrzymać polecenie zminimalizowania korzystania z samochodów. Absurd goni absurd.
Żeby ukryć braki paliwa, Orlen wymyślił masową „awarię” dystrybutorów. Żadnej awarii realnie jednak nie ma, po prostu brakuje paliwa. Powód wieszania kartek z takim napisem znowu można powiązać tylko z wyborami. Przy okazji okazało się, że autor owego pomysłu zrobił niesamowitą głupotę – przepisy mówią, że po awarii dystrybutor w wielu przypadkach trzeba legalizować. Absurd? Takie mamy prawo…
Wczoraj pojawiły się informacje o tym, że do niektórych regionów kraju paliwo zaczęły przywozić… cysterny wojskowe, co może oznaczać, że w imię utrzymania niskich cen zaczynamy zużywać rezerwy obronne… Absurd goni absurd.
Całe to zamieszanie skończy się zapewne po 15 października – bo wtedy odbywają się wybory. Paliwo się magicznie pojawi, chociaż w znacznie wyższej cenie.
Najnowsze komentarze