Przepisy są po to, by je łamać? Często się nad tym zastanawiam. Zwłaszcza, gdy jadąc w miarę z przepisami wymija mnie jakiś „struś pędziwiatr”. Najgorzej jednak, gdy trąbieniem próbuje wymusić, bym i ja złamała przepisy. Często zresztą też je łamię i jeżdżę szybciej niż pozwalają znaki, bo nikt nie jest święty. Staram się jednak nie być drastyczna. Innymi słowy przy ograniczeniu do 50-tki w terenie zabudowanym nigdy nie gnam stówą. Tymczasem z moich obserwacji wynika, że tak, jak rośnie liczba fotoradarów, tak rośnie liczba kierowców, którzy w mieście gnają niemal na oślep. Gdy rzecz dotyczy prostej i dwupasmowej drogi, jak np. Aleje Jerozolimskie – macham ręką. Gorzej, gdy to się dzieje na moście lub… co najgorsze… w tunelu na Wisłostradzie.
To, że zmniejszenie prędkości zwiększa bezpieczeństwo, to banał, który wszyscy znamy, bo były nawet prowadzone specjalne kampanie informacyjne i kilka lat temu powtarzano to jak mantrę. Są jednak takie miejsca, w których ta 50-tka jest niezbędna nie tylko ze względu na bezpieczeństwo, ale na poziom hałasu. Takim miejscem jest tunel na Wisłostradzie. Na samej Wisłostradzie wolno jechać szybciej, w tunelu tylko 50 km na godzinę.
Przyczyn ograniczenia jest oczywiście wiele, ale hałas jest jedną z nich. Wielokrotnie przeprowadzano w miastach badania natężenia hałasu i z tych badan wynikało, że hałas jest wprost proporcjonalny do prędkości samochodów, które go produkują. Innymi słowy im większa prędkość samochodów, tym większy hałas.
W środku przedmiotowego tunelu (zarówno w kierunku północnym, jak i południowym) są przystanki autobusowe. Jako pasażer skorzystałam z nich raz. I nie zapomnę tego do końca życia! Samo wejście do tunelu było już koszmarem, bo to tak, jakby weszło się do wielkiego głośnika na trash metalowym koncercie. Im dłużej tam staliśmy tym było z nami gorzej. Autobus przyjechał po 15 minutach, bo były to wakacje i sobotnie popołudnie. Nie jestem osobą, która się ze sobą cacka, ale z minuty na minutę po prostu słabłam. Zaczynała mnie boleć głowa (a to u mnie rzadkość) i ból się nasilał. Byłam podobno bladozielona, choć tego nie widziałam. Wiedziałam natomiast, co działo się w środku we mnie. Otóż już po 10 minutach czułam, że jeszcze chwilka i zemdleję. Na dodatek chciało mi się wymiotować! Gdyby na przystanku była ławka, z pewnością bym się na niej położyła. Nie wiem tylko, czy bym potem wstała. Gdy autobus wreszcie nadjechał ledwo do niego weszłam.
Dalsze plany na wieczór wzięły w łeb. Miało być kino. Zamiast kina była aspiryna i ławka w parku, by się dotlenić. To zdarzenie pasażerskie raz na zawsze wyleczyło mnie z przyspieszania w tunelu. Choćby za mną trąbiło stado zniecierpliwionych kierowców, ja jadę przepisowo 50 na godzinę. Zawsze myślę, że może akurat teraz w tunelu na przystanku stoi ktoś i z powodu hałasu naprawdę się zrzyga lub co gorsza zemdleje.
Tymczasem ostatnio ZAWSZE, kiedy jadę tunelem znajdzie się ktoś, kto mnie popędza trąbieniem. W tunelu są dwa pasy w każdą stronę. Ten ktoś zamiast trąbić mógłby mnie od biedy wyprzedzić i pojechać lewym pasem. Wielu ze stówą na liczniku właśnie lewym pasem mnie wyprzedza. Ten namolnie trąbiący przeważnie jednak tego nie robi. Jedzie tuż za mną i trąbiąc oraz niebezpiecznie dojeżdżając do zderzaka, próbuje wymusić, bym zwiększyła prędkość. Jestem twarda. Nie daję się. Ostatnio też się nie dałam. I gdy po wyjechaniu z tunelu wjechałam na ślimaka na Most Poniatowskiego, gdzie oczywiście stanęłam w korku, podszedł do mego samochodu jakiś pan, (jak się potem okazało kierowca jadącego za mną i uporczywie trąbiącego BMW), i najpierw zaczął krzyczeć, że powinnam była przyspieszyć, a nie wlec się. Gdy mu odpowiedziałam, że dozwolona prędkość to 50 kilometrów na godzinę, a szybsza jazda nic by mu nie dała, bo i tak stoimy w korku, z całej siły kopnął w mój samochód! Przyznam, że ucieszyłam się, że jadę sama, bo mąż by chyba człowieka rozszarpał.
Ale refleksję mam taką. Mandaty za przekroczenie dochodzą nawet do 500 złotych i drenując kieszeń, raczej nie uczą przestrzegania przepisów. Inaczej jest z symulatorem wypadków, który przeważnie wykorzystywany jest na festynach z udziałem wydziałów ruchu drogowego. Kilku znajomych powiedziało, że podchodzili do tego z przymrużeniem oka (jak do karuzeli w wysokim miasteczku) dopóki nie rzuciło nimi. „Sekundy, które uczą rozumu” powiedział jeden z kumpli. I dlatego myślę, że może trzeba nie tylko karać mandatami, ale obowiązkowo wejściem na symulator wypadków, a do tych sekund uczących rozumu dorzucić jeszcze kwadrans w innym symulatorze. Symulatorze tunelu! I tak do pierwszego pawia!
Najnowsze komentarze