Najwyraźniej się starzeję. Objawów mógłbym wskazać pewnie wiele, ale ten, o którym myślę w tej chwili, to fakt, że coraz częściej razi mnie tzw. podwórkowa łacina. Nie, święty nie jestem i też potrafiłem rzucić konkretną wiązankę, choć do klasyków gatunku z pewnością mi daleko. Zawsze jednak starałem się, by ten ekspresyjny, choć ubogi w słownictwo tekst trafiał do adresata i raczej do nikogo innego. Bluzganie na forum publicznym uważam bowiem za mocno nieeleganckie i świadczące o ubogim słownictwie artykułującego. Ewentualnie o jego naprawdę silnym wzburzeniu, ale to naprawdę w wyjątkowych sytuacjach.
W ostatni poniedziałek odstawiałem do Citroën Polska model C5 Tourer, który spędził w naszej redakcji tydzień na testach. Wkrótce poznacie ich owoce. Gdy oddałem auto i załatwiłem parę drobnych spraw w Warszawie, wsiadłem w busika, którym dojechać miałem do domu, oddalonego od stolicy o dobrych 200 km. Miałem więc przed sobą przeszło 3 godziny jazdy i niestety nie mogłem tego czasu poświęcić na lekturę, bo wewnętrzne oświetlenie w kolorze zbliżonym do tego na deskach rozdzielczych wielu Volkswagenów (któryś z odcieni niebieskiego, na mnie działający w takich warunkach, jak czerwona płachta na byka) pozwalało wprawdzie składać literki, ale wzrok poleciałby mi wówczas do reszty i mógłbym do listy symptomów mojego starzenia dopisać kolejny.
W efekcie spędziłem ten czas niemal bezproduktywnie, bo ciemno było, nie męczyłem więc wzroku skupiając uwagę na doznaniach słuchowych. Wprawdzie rozgłośnia nastawiona przez kierowcę nie należy do moich ulubionych, ale parę fajnych kawałków przez te ponad trzy godziny poleciało, nie nudziłem się więc. Niestety dochodziły też moich uszu odgłosy z CB radia, obowiązkowego, jak sądzę, wyposażenia wszelkich busów na najróżniejszych trasach. I po tych paru godzinach stwierdziłem jasno – nie kupię nigdy CB! Ba – nie wezmę go nawet za darmo, gdyby ktoś mi go chciał ofiarować. I nie z uwagi na rzekomą nieprzydatność tego urządzenia. Nie, jestem zdania, że CB naprawdę może ułatwić życie, a nawet je ocalić w co poniektórych przypadkach, jak sądzę. Ale w tej chwili w eterze, oprócz rad i informacji, jest niestety mnóstwo chamstwa.
Byłem załamany ilością przekleństw, jakie wplatają do swoich „szerokości” i „przyczepności” kierowcy. Nie należę do wrażliwców, pięć i pół roku spędziłem w szkołach męskich, zmilitaryzowanych, więc naprawdę niejedno słyszałem, ale muszę się przyznać – to było naprawdę niemiłe doświadczenie posłuchać tego, co „leci na 19. kanale”. To ten polski, wspaniały, chrześcijański naród tak sypie przekleństwami, że uszy więdną! Nie kupię więc CB choćby dlatego, że nie chcę, by moje córki nasiąkały taką „polszczyzną”. Z pewnością swoje i tak w życiu usłyszą, ale nie muszą do nich docierać takie dźwięki już teraz.
Szczególnie podobała mi się wyjątkowo chrześcijańska reakcja jakiegoś pacana, bo inaczej tej człekokształtnej istoty nazwać nie potrafię, gdy ktoś mu delikatnie zwrócił uwagę, by włączył światła mijania, bo jazda na dziennych o 19:30 w połowie października, to nie jest najlepszy pomysł. Pacan odpowiedział, że on na takich jeździć lubi. Ręce mogły opaść, ale sugerujący włączenie właściwych lamp kierowca podparł się przepisem (na dziennych jeździć można do zapadnięcia zmroku) i dodał, że ktoś kiedyś pacanowi przerysuje facjatę, czy coś w tym stylu, oczywiście bez tego „pacana”, którego użyłem, byście łatwo rozróżnili, kogo mam na myśli. I tu pacaniostwo wyszło z worka lepiej, niż przysłowiowe szydło. Wszyscy, którzy mieli w okolicy uruchomione radyjka usłyszeli taką wiązankę epitetów, że anteny się wyginały! Ja miałem ochotę wziąć „gruszkę” od mojego przewoźnika i powiedzieć coś pacanowi, kulturalnie, acz dosadnie, ale uznałem, że z takim „polakiem” (pisownia zamierzona) dyskutować nie ma po co.
A my oczekujemy kultury na drogach, liczymy, że nas ktoś wpuści przed siebie w korku, albo podziękuje za ustąpienie drogi. Że się uśmiechnie, pomacha, albo – w razie nie daj Boże problemów na drodze – jakoś pomoże. Nie, nie liczcie. W zbyt wielu samochodach jeździ buractwo, którego nie da się zreformować. To tłuki, które nie powinny mieć nie tylko prawa jazdy – nie powinny mieć nawet prawa wychodzenia ze swoich domów. To bydło, bo inaczej tego nazwać nie mogę, i nie chcę! Mam dość chamstwa na drogach, wymuszania pierwszeństwa, bluzgów, bezsensownego trąbienia na innych tylko dlatego, że coś zrobili nie tak, bo na przykład brak im doświadczenia. Mam dość „królów astrachańskich szos”, którzy mają Škodę i myślą, że mają samochód (to oczywiście żart, dla tych, co ironii nie pojmują). Bo ta agresja, chamstwo, buractwo i skłonność do nerwów sprawiają, że na naszych i tak załamujących drogach robi się jeszcze bardziej niebezpiecznie.
Wolę więc nie mieć CB, dzięki czemu nie tylko nie słyszę masy bluzgów, ale też nikt mi nie nawciska, że coś niby zrobiłem nie tak, jak on tego oczekiwał (choć uważam, że jestem raczej znośnym kierowcą) – jak nie widzi u mnie atenki, to może sobie obluzgać co najwyżej pod nosem ;-) W efekcie będę jeździł bardziej wyluzowany, mniej zestresowany, a jak ja sobie zechcę ulżyć na kogoś na drodze, to też zrobię to w prywatnym zaciszu własnego samochodu. I mojego chamstwa nie uzewnętrznię ;-)
Najnowsze komentarze