Samochód jest na tyle awaryjny, na ile pozwoli mu właściciel, czy też użytkownik. Jeśli ktoś zaniedbuje swoje auto, to nie jest dziwne, że mu ono odpłaca zwiększoną usterkowością. I nie ma znaczenia, z jakiego kraju pochodzi firma, która dany samochód wyprodukowała. Każdy producent prędzej, czy później zalicza wpadkę z jakimś swoim modelem. Czasem usterka dotyczy niewielkiej liczby egzemplarzy, czasem wadliwe modele liczy się w dziesiątkach, czy nawet setkach tysięcy, ale w normalnej eksploatacji rzadko zdarzają się naprawdę kiepskie egzemplarze.
Mimo to mnóstwo jest rankingów, w których prezentuje się – w oparciu o różnorakie badania i opinie – awaryjność poszczególnych marek, bądź modeli. Z jednej strony świadczą one o jakości montażu, z innej – o przeciętnej dbałości o samochód, a z jeszcze innej – o drobiazgowości ośrodków badających oraz… upierdliwości właścicieli aut. Dlaczego? Otóż są ludzie, którym niedziałający drobny układ poprawiający np. komfort podróżowania nie będzie doskwierał zupełnie i nie będzie on zawracał tym nikomu głowy, a są użytkownicy bezkompromisowi, u których działać musi wszystko i zawsze, a spalona żarówka oświetlenia wnętrza będzie powodem do rozpaczy i ciskania gromów pod adresem producenta. Instytucje kontrolujące sprawność samochodów z kolei spaloną żarówkę w reflektorze uznają za usterkę i zaliczą ją do ogólnej oceny samochodu, choć żarówka owa mogła się spalić po raz pierwszy od nowości (a więc na przykład po pięciu latach użytkowania auta!), nawet w drodze na badanie techniczne.
Ważne jest więc to, kto i na jakiej podstawie samochody ocenia. Zawsze jednak badanie można tak zinterpretować, by obronną ręką wyszła z niego określona grupa marek, bądź nawet jeden producent. Obiektywniejsze więc wydają się badania oparte o doświadczenia samych użytkowników/właścicieli pojazdów. Ale tu też pozostaje kwestia ich podejścia – jeden będzie się czepiał drobiazgów, inny zaś przejdzie do porządku dziennego nad niejedną usterką.
Zostawmy jednak te dywagacje i przyjrzyjmy się temu, co sprawiło, że w ogóle zdecydowałem się napisać tych parę słów. Otóż trafiłem na pewien artykuł, w którym opublikowano wyniki jednego z największych na świecie badań opinii właścicieli samochodów na temat ich aut. Badanie wykonano na zlecenie Warranty Direct – brytyjskiego niezależnego stowarzyszenia specjalistów ubezpieczeniowych – a przeprowadzono je w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Swoim zasięgiem objęło ok. 450 tys. samochodów, czyli wcale niemało, a ranking powstał na podstawie usterek zgłaszanych przez samych właścicieli.
Co z tego rankingu wynika? Otóż najwyżej oceniają swoje auta posiadacze samochodów azjatyckich (głównie japońskich – osiem marek w pierwszej dziesiątce). Zaraz po nich w zestawieniu znalazły się Mini i Citroën, który zamyka pierwszą dziesiątkę! Francuska marka ma więc powody do zadowolenia – w dwóch wielkich i ważnych krajach anglosaskich uplasowała się naprawdę wysoko w rankingu niezawodności!
Na miejscu trzynastym sklasyfikowano Peugeota, zaś Renault pojawił się dopiero na pozycji 29.
Najlepsze niemieckie firmy (pomijając należące do BMW Mini) znalazły się dopiero na miejscach 16. (Porsche) i 18. (BMW), a przedzielił je… Fiat! Mercedes zamyka drugą dziesiątkę. Wszystkie cztery główne marki koncernu VAG znalazły się w trzeciej dziesiątce (Volkswagen 23, Škoda 25, Audi 27, Seat 28).
Dlaczego wspominam o firmach niemieckich, bądź od Niemców zależnych? Bo są one nad Wisłą uważane za wzór niezawodności, solidności i „nic się przy nich nie robi”. Warto jednak wziąć pod uwagę, że w Polsce niemal nie publikuje się rankingów innych, niż z rynku niemieckiego. I nie dlatego, że to największy samochodowy rynek w Europie, ale dlatego, że większość tytułów prasowych jest wydawana przez wydawnictwa niemieckie i często stanowi jedynie kalkę, tłumaczenie niemieckich wydań! Jak więc miałyby się tam znaleźć słowa krytyczne pod adresem rodzimych marek? Trzeba przecież budować i podtrzymywać image firm niemieckich na rynku, który wchłania tak wiele porozbijanych w zachodnich landach aut… Na rynku, który po prostu oczyszcza tamtejsze złomowiska i jeszcze się z tego cieszy…
Co ciekawe poddani Jej Królewskiej Mości wcale nie pochwalili rodzimych marek, a wręcz zdawać by się mogło, że dobra ocena francuskiego Citroëna jest dla nich czymś strasznym – całe wieki Francja konkurowała (delikatnie mówiąc) z Wyspiarzami i doskonale w Polsce rozumiany nacjonalizm mógłby tam kwitnąć. To jednak społeczeństwa europejskie, a nie zaściankowe, dlatego potrafią być obiektywne.
A polską zaściankowość widać doskonale po komentarzach, jakie zamieszczają nasi rodacy pod wspomnianym artykułem. Bo popatrzcie chociaż na ten:
wuz drabiniasty tez nie nawali,chyba ze konie nawalom,to i tak jadzie dali. (2007-10-26 01:51 ~furman)
Mierzi mnie czytanie ludzików, którzy pozjadali wszystkie rozumy, ale okazało się to i tak zbyt małą porcją, by opanować chociaż podstawy ojczystej ortografii…
Za to pięknym podsumowaniem jest inny cytat:
nie zamienie swoich 197 zrebakow z bawarskiej stajenki za 1000 zoltych ogierow.statystyki sluza temu kto wiecej placi… (2007-10-26 21:15 ~Darek)
Człowiek, który to napisał, niechcący potwierdził moją tezę. Sam zapewne opiera się na publikowanych przez „Auto-Świat” (Wydawnictwo Axel Springer), czy „Motor” (Wydawnictwo Bauer) rankingach, bo są one dla niego przyjemniejsze w odbiorze. Wszak musi czymś karmić te swoje 197 źrebaków, a sieczkę w głowie trzeba uzupełniać…
KG
Najnowsze komentarze