Jak wyglądała motoryzacyjna Warszawa? Powyższe zdjęcie z 1967 roku pokazuje ulice pełne samochodów. Posiadanie własnego auta za czasów PRL, w szczególności zaawansowanego technicznie i nowoczesnego jak Citroën, było m.in. związane z koniecznością zaopatrywania się w części zamienne. Co miał zrobić właściciel, gdy państwowe zaopatrzenie prawie nie istniało a prywatna inicjatywa niemile widziana? Mało kto wie, że w stolicy funkcjonował doskonale zaopatrzony, chociaż ukryty przed oczami ogółu społeczeństwa, skład części do Citroëna.
Zobacz: Dziadkowie z Warszawy. Historia rodziny Citroëna
Był on zlokalizowany na Saskiej Kępie. Jego właściciel, Zbigniew Mączyński, miał mieszkanie przy ulicy Zwycięzców. Żeby coś kupić, należało iść do jego mieszkania, przedstawić problem a następnie udać się wraz z nim do piwnicy, która okazywała się najlepiej w Polsce zaopatrzonym składem z częściami zamiennymi. Mączyński, sam łysawy, ubierał wtedy beret i schodził z klientem. Można było tam kupić rzeczy zarówno nowe jak i regenerowane. Skład funkcjonował w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych.
Zobacz: Andre Citroën w Głownie. To tu znalazł szewrony.
Zbigniew Mączyński sam posiadał Citroëna BL 11. Samochód mocno wyróżniał się na ulicy, bowiem w przeciwieństwie bardzo popularnego wtedy koloru czarnego, miał on kolor szary. Łatwo było więc rozpoznać właściciela, gdy poruszał się po Warszawie lub w jej okolicach.
Zobacz: Rodzice Andre Citroëna wzięli ślub w Warszawie
A co miał w swoim tajnym składzie? Czego tam nie było! Oprócz części nowych, prawdziwych skarbów jak na ówczesne czasy, znajdowały się tam rzeczy używane, zregenerowane oraz bardzo bogata literatura. Ceny nowych były jednak bardzo wysokie, dlatego dużą popularnością cieszyły się rzeczy po regeneracji. Właściciel posiadał niezbędne narzędzia i na miejscu pomagał naprawiać np. przeguby, w których wymieniał jeden z najczęściej uszkadzających się elementów, przy pomocy specjalnego ściągacza.
Zobacz: Wujaszek z klubu Cytrynki. Fani Citroëna w PRL
O targowaniu się nie było raczej mowy. Części zamienne do Citroëna były wtedy mocno w cenie. Zaopatrywały się tutaj nie tylko osoby prywatne. Jednym z najbardziej znanych warsztatów, które specjalizowały się w szewronach był zakład Mazurka, mieszczący się przy ulicy Przemysłowej. Często kupował on na Saskiej Kępie niezbędne elementy. A jeśli czegoś nie było albo okazywało się zbyt drogie? Radzono sobie inaczej.
Zobacz: Historia marki Citroën. Związki z Polską
W przypadku kluczowych elementów silnika, można było skorzystać z pomocy wyspecjalizowanych zakładów, dorabiających części. Tłoki można było przygotować na wzór oryginałów w spółdzielni Tłok, mieszczącej się w Warszawie przy ulicy Owsianej. Odlane tłoki należało zabrać na ulicę Książęcą, gdzie znajdowała się kolejna spółdzielnia pracy, pod nazwą Auto. Dysponowała ona wysoko wykwalifikowaną kadrą, która była w stanie obrobić tłoki czy odlać panewki. Przy montażu całości trzeba było jeszcze zwinklować korbowody, czyli sprawdzić czy mają kąt prosty w stosunku do wału i ewentualnie go poprawić, bo w przeciwnym razie silnik działał nieprawidłowo. I w tym pomagali specjaliści, których nie brakowało. Radzono sobie, bo nie było wyjścia.
Zobacz: Fabryka Citroëna miała powstać przed wojną w Warszawie
Uszczelki pod głowicę, zbudowane wtedy z miedzi i azbestu, były trudne do kupienia, a jeśli już dostępne, to znowu – bardzo drogie. Można je było jednak zregenerować, nazywało się to glejowanie uszczelki. Najpierw rozgrzewano je do wysokiej temperatury, co powodowało, że warstwa miedzi pęczniała. Potem uszczelkę szybko chłodzono zimną wodą. Miedź pozostawała nieco grubsza, dzięki czemu uszczelka nadawała się do kolejnego montażu.
Czasy PRL nie były więc łatwe dla posiadaczy samochodów. Wiele rzeczy nie było, należało je załatwiać lub sprowadzać prywatnymi kanałami. Jednak dzięki owym brakom rosły kompetencje techniczne, nauczono się radzić z wieloma wyzwaniami, związanymi z budową i eksploatacją samochodów.
Dzisiaj ta wiedza powoli zanika, bo części się raczej wymienia, a jeśli się nie da, to wymienia się samochód, chyba że chodzi o zabytek. Wtedy nie było takiej możliwości, nikt nie słyszał o komputerach a braki w zaopatrzeniu musiała zastąpić pomysłowość, determinacja i umiejętności specjalistów, pracujących w najróżniejszych miejscach Warszawy. Sama już wiedza o tym kto, co i gdzie potrafi, była na wagę złota.
Naszym rozmówcą był Zbigniew Pernej. Opracowanie redakcja. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe, Warszawa
Najnowsze komentarze