Przyznam się Wam, że z reguły nie jeździmy na salony samochodowe na dni prasowe. Ma to swoje wady, ale ma i zalety. Wśród wad jest to, że z reguły dopadamy do samochodów w wielkiej masie ludzi, podczas gdy na dniach prasowych są głównie przedstawiciele mediów, więc jest po prostu luźniej. Łatwiej się robi zdjęcia, a relacje można zamieszczać szybciej. Z kolei odwiedzając wystawy podczas dni otwartych i w dodatku płacąc za bilet wstępu (w Genewie było to w tym roku 16 franków), możemy zobaczyć nie to, czym ekscytują się dziennikarze, ale jakie samochody podobają się zwykłym, normalnym ludziom. I to jest wiedza bardzo ważna.
Wrócę do tego tematu jeszcze w kolejnych relacjach, zwłaszcza przy Dacii, a teraz pora wrócić do Citroëna.
Producent spod znaku szewronów miał w Genewie pewną nowość, nie nowość. Mitsubishi ASX, to samochód już nieźle znany w naszym kraju. W Genewie zadebiutowali także jego bracia: Citroën C4 Aircross i Peugeot 4008. Tak naprawdę są to właśnie klony ASX-a, ale wydały mi się jakieś większe ;-) Przyznać muszę, że Citroën C4 Aircross prezentuje się okazale i ładnie. To auto, jak i większy C-Crosser otrzymało stylizowany kompas umieszczony na słupkach C, co odróżnia go od pozostałych braci nie mniej, niż logo na masce. I prawdę mówiąc przyszło mi do głowy, że nieporozumieniem jest nazywanie tego samochodu crossoverem – to po prostu nieduży SUV, bulwarówka, taki odpowiednik (przynajmniej na pierwszy rzut oka) Toyoty Rav4, czy Dacii Duster. C4 Aircross oferuje całkiem sporo miejsca w środku, ma duży bagażnik i robi naprawdę dobre wrażenie.
Wspomniany słupek C, dzięki metalowej wstawce ze wspomnianym stylizowanym kompasem, oraz szybie poprowadzonej aż do szkła pokrywy bagażnika, sprawia wrażenie całkowitego oddzielenia dachu od reszty nadwozia, dzięki czemu, zwłaszcza w autach lakierowanych na jasne kolory, całość optycznie sprawia wrażenie niesamowitej lekkości konstrukcji. Prosty stylistyczny zabieg, a jak wiele może wnieść! Podobnie Citroën postąpił w przypadku DS3, tylko tam szyba idzie pod linią dachu nad słupkiem B.
Smaczków stylistycznych jest zresztą w C4 Aircross więcej, ale opiszemy ten samochód dokładnie, kiedy już trafi do naszej redakcji na testy. Niestety stanie się to dopiero za parę miesięcy, ale nie oczekujmy cudów – dopiero co w Szwajcarii odbyła się jego światowa premiera, a Polska nie jest dla Citroëna szczególnie znaczącym rynkiem, niestety :-( W Genewie jednakże mnóstwo ludzi oglądało niewielką bulwarówkę z logo Citroëna i jest spora szansa, że w Europie to auto przyjmie się bardzo dobrze.
Był oczywiście elektryczny Citroën C-Zero. Autko ostatnio otrzymało nowe ceny (prawdę mówiąc nie pytałem, za ile można je kupić w Szwajcarii) i zapewne na zachodzie kontynentu będzie coraz częściej widywane na ulicach. Głównie we flotach bogatych firm na razie, ale z czasem, gdy spadną ceny, wzrośnie liczba publicznych stacji ładowania, a ludzie przekonają się, że nie taki diabeł straszny, na pewno te samochody będą się sprzedawać. Tym bardziej, że przecież Renault przypuściło wielką ofensywę związaną z napędem elektrycznym (o tym będzie w jednej z kolejnych relacji), więc nie ma szans, Panie i Panowie – przed elektrycznymi samochodami nie uciekniemy.
Było oczywiście nowe Berlingo, poddane niedawno delikatnemu liftingowi. To wielozadaniowe auto jest naprawdę sporym samochodem i wciąż stanowi łakomy kąsek dla rodzin. Może nie jest aż tak funkcjonalne, jak kompaktowe minivany, ale dzięki mniejszemu „zbajerowaniu” kosztuje jednak nieco mniej. Design może nie szokuje, ale też trudno się wstydzić, że jeździ się czymś takim. Berlingo, to ciekawy samochód, choć ja wciąż nie do końca mogę się oswoić z tą mocno rozbudowaną konsolą centralną. To jakoś tak trochę nie w moim stylu, choć nie zabija mnie jakoś szczególnie ;-) Za to nie spodobały mi się stoliki umieszczone w oparciach przednich foteli – można było je dopracować sporo lepiej, bo w obecnej postaci rozkładają się po prostu tanio.
Po raz kolejny pokazano model C5 Tourer lakierowany na matowo. Zresztą podobny, tyle, że jaśniejszy lakier pojawił się na jednym z egzemplarzy C4 Aircross. Jednak samochodów matowych (fabrycznie) nie widuje się wciąż specjalnie wielu nawet na szwajcarskich ulicach. Czy więc ta moda lansowana przez niektórych producentów utrzyma się długo? Zobaczymy.
Naturalnie nie mogło zabraknąć przedstawicieli segmentu, w którym Citroën od lat bryluje. Mowa naturalnie o minivanach. Zaprezentowano oryginalnie lakierowane C4 Picasso, białe do dolnej krawędzi szyb i czarne powyżej tej granicy, oraz już w miarę normalne, za to przepiękne stylistycznie (przynajmniej moim zdaniem) C3 Picasso. Tych ostatnich, mimo wcale niemałej ceny lepiej wyposażonych wersji, jeździ coraz więcej także po polskich ulicach. Ale nie dziwi mnie to – przecież nawet w naszym redakcyjnym teście wypowiadałem się na temat tego samochodu niemalże w samych superlatywach (prawie, jak polska prasa motoryzacyjna o każdej Škodzie) i nawet o mały włos nie zdecydowałem się na zakup tego zgrabnego autka. Przeważyła jednak praktyczność – czasem podróżuję z pięciorgiem pasażerów, a tego C3 Picasso mi zapewnić nie mogło, dlatego jeżdżę „nieco” większym vanem ;-)
Sporo miejsca i uwagi Citroën poświęcił w Genewie serii DS. Już od wrześniowego salonu we Frankfurcie rodzina DS jest pełna, przynajmniej tymczasowo. Tymczasowo, bo fani czekają na potencjalne DS9 oparte o koncepcyjnego Metropolisa. Większe jednak szanse mamy chyba na DS1, czy DS2, o czym już kiedyś pisaliśmy.
Na razie jednak Citroën wciąż lansuje DS3, które rzeczywiście świetnie się sprzedaje, DS4 (te dwa modele znalazły łącznie już przeszło 180.000 nabywców i liczba ta dynamicznie rośnie) oraz najświeższe DS5, które wkrótce trafi także na polski rynek. Jeszcze w tym miesiącu odbędzie się prezentacja DS5 dla mediów (będziemy tam oczywiście) i będzie można kupować pierwsze egzemplarze. I nie patrzcie na to auto przez perspektywę ceny, co sugerują dziennikarze papierowych mediów. Owszem, tanio nie jest, ale wierzcie mi – to naprawdę wyjątkowy samochód i to pod każdym względem. Jak na to, co sobą reprezentuje, nie jest drogo i jeśli ktoś ma wolną stówkę, to może spokojnie rozważać zakup. Choć naturalnie lepiej byłoby mieć wolne na przykład półtorej stówki ;-)
Na stoisku marki sygnowanej szewronami nie zabrakło też aut koncepcyjnych, czy małoseryjnych. Pokazano naturalnie DS4 Racing Concept, jedyne auto na świecie z lakierem o strukturze asfaltu. Kiedy zamieściliśmy o tym informację prasową, to zupełnie nie rozumiałem, czym się tu ekscytować, ale gdy zobaczyłem ten samochód na żywo, zrozumiałem jego wyjątkowość! Ten lakier naprawdę wygląda jak asfalt. Nie, nie ma dziur, wyrw, ani łat ;-) Chodzi o prawdziwy asfalt, a nie wyrób asfaltopodobny, z jakim mamy do czynienia w Polsce. Malowanie DS4 Racing jest po prostu przestrzenne, trójwymiarowe! W efekcie samochód jest matowy, ale to tylko skutek uboczny. Wyobraźcie sobie jednak, jak opady deszczu przechodzą w śnieg i polakierowane w ten sposób auto zamarza… Robi się gładkie… A przez to bardziej opływowe, aerodynamiczne, więc… jeszcze szybsze ;-))) Choć i tak ma znakomity stosunek mocy do pojemności, z jakiej została wyciągnięta!
Tak, czy inaczej, DS4 Racing może się podobać i chciałbym być wśród tych szczęśliwców, którzy kupią ściśle limitowaną serię. Nie mam bowiem żadnych wątpliwości, że taka seria powstanie, choć z pewnością bez przyspieszającego ten samochód lakieru ;-) i pewnie z mniejszą dozą elementów wykonanych z karbonu ;-)))
Na pewno za to będzie można kupować DS3 Racing S. Loeb. Powstanie tylko 200 egzemplarzy, ale ten samochód prezentuje się naprawdę nieźle. I to wcale nie przez szachownicę na dachu. Jest rzeczywiście fajny, wygląda dobrze i chciałbym mieć takie pieniądze, by móc się znaleźć w gronie tych 200 szczęśliwców.
Choć to i tak pewnie nic w porównaniu do wrażeń, jakie zapewnia trzeci z samochodów prezentowanych obok siebie, dokładnie pomiędzy DS4 Racing Concept, a DS3 Racing S. Loeb. Chodzi oczywiście o kolejną rajdówkę Citroëna – DS3 WRC. Samochód, który – mam nadzieję – przyniesie kolejny, dziewiąty już z rzędu, mistrzowski tytuł na koniec sezonu, który rozpoczął się dla Loeba i Hirvonena naprawdę dobrze.
Dużo było szumu we Frankfurcie z powodu koncepcyjnego Tubika. Citroën po raz kolejny pokazał, że produkuje samochody do jeżdżenia, a nie tylko do dotarcia do celu. Już sama podróż ma być przyjemnością. I Tubik – koncept stylizowany bardzo odważnie – te obietnice realizuje. Auto porównywane było już chyba ze wszystkim: ze świnią na kołach, starym Starem, czy pojazdem futerkowym pokazanym w filmie „Głupi i głupszy”. W tej brzydocie jednak jest metoda – jak dla mnie Tubik jest szalenie sympatyczny i mógłby zagrać w kreskówce.
Wnętrze, to już jednak zupełnie inna bajka! Kierowca odseparowany dość wyraźnie od pasażerów, którzy swoją – obszerną! – przestrzeń mogą konfigurować niemal dowolnie, ma do dyspozycji ukierunkowany wyraźnie na siebie kokpit, z którego steruje nowoczesnym napędem. Pasażerowie zaś mogą się pławić w luksusie, rozkładać fotele nawet tworząc wielkie łoże (bez skojarzeń poproszę, bez skojarzeń…), co powoduje, że Tubik nie jest zwykłym vanem – to wręcz nowa wizja kampera. Może nie do wielkich wakacyjnych wojaży, ale na pewno do dalekich podróży, podczas których da się w nim spokojnie przespać jedną noc, czy nawet dwie. Łazienki w Tubiku niestety nie ma, ale – podobnie, jak z restauracji – można z niej skorzystać gdzieś na postoju.
Choć więc wielu nowości na stoisku Citroëna nie pokazano, to jednak warto tam było zajrzeć. Może dziwić nieco nieobecność flagowego C6, nie zmieściło się też chyba C4 (jakoś nie wpadło mi ani w oko, ani w obiektyw), ale jednak było na co popatrzeć. A tym, co widziałem, dzielę się z Wami na poniższych zdjęciach. Dorzucam też parę fotek modelu DS3, którego egzemplarze chętnie pokazywali na swoich stoiskach przedstawiciele firm tuningowych i serwisowych.
Krzysztof Gregorczyk.
Najnowsze komentarze