Nasz Citroen C4 Aircross i blisko 600 kilometrów w trasie, kilka najpiękniejszych gór na wyspie północnej, a na deser największe jezioro w Nowej Zelandii – tak wyglądał piąty dzień przygody w Nowej Zelandii. Na liczniku samochodu jest już ponad 2.100 kilometrów, wszystko po to, by przekonać się, czy ten Citroen sprawdza się w roli pojazdu na wakacyjne wyjazdy.
Dzisiaj wyjazd wcześnie rano. Do pokonania prawie 300 kilometrów do Mount Taranaki, czynnego wulkanu, który znajduje się na zachodnich krańcach północnej wyspy w Nowej Zelandii. Góra wygląda imponująco, stojąc samotna w dość płaskim terenie. Obowiązkowa sesja zdjęciowa z samochodem i czas ruszyć dalej, jedną z najbardziej chyba malowniczych tras w Nowej Zelandii – Forgotten World Highway.
Wyobraźcie sobie drogę, na której ktoś pościągał zakręty z całego świata i rozmieścił je na mniejszych i większych wzniesieniach. I tak kilkadziesiąt kilometrów. Zakręt, na dół, zakręt, do góry, zakręt, zakręt, zakręt, zakręt. Lewo, prawo, lewo, prawo. Gdyby coś takiego miało miejsce w jakimś kraju z monotonnym krajobrazem, to kierowca by zapewne usnął. Ale nie tutaj – Forgotten World Highway to gratka dla miłośników żywej i soczystej zieleni, przynajmniej o tej porze roku. Krajobraz za oknem samochodu zmienia się co kilkanaście minut. Od swojskich widoków w stylu Tatr czy Bieszczadów po tropikalną dżunglę, przez którą prowadzi wąska szutrowa droga, na szczęście mało uczęszczana. Cała trasa ma łącznie 150 kilometrów, ale ta najbardziej kręta część nie przekracza 50. Jedzie się tam kilka godzin. Prawdziwy egzamin dla samochodu.
Citroen C4 Aircross radzi sobie w takich warunkach doskonale. Nadwozie podczas dynamicznej jazdy nie przechyla się, szerokie opony pewnie trzymają się asfaltu a na szutrze tor jazdy koryguje elektronika. Pierwszy raz pomarańczowa kontrolka ESP świeciła się prawie non-stop, szybki przejazd po drobnych kamyczkach był okazją do sprawdzenia, że ten system bywa naprawdę przydatny. Gdyby jeszcze auto miało 4×4, wtedy byłby to szczyt szczęścia ;-) A tak, przedzierając się przez dżungle, wąskie mostki o szerokości jednego pasa a nawet jeden tunel, którego szerokość była większa od szerokości Citroena ze złożonymi lusterkami o jakieś 20 centymetrów, samochód udowadniał swoją przydatność.
Mimo trudnych warunków drogowych spalanie samochodu nie wzrosło. Uparcie trzyma się na poziomie 8,5 litra na 100 kilometrów. Auto na pewno będzie musiało przejść solidną kąpiel na myjni, bo pył i owady zdążyły po kilkudziesięciu kilometrach osadzić się na karoserii a w takich warunkach trudno o dobre zdjęcia. Przy okazji ciekawostka, w Nowej Zelandii nie udało mi się spotkać typowej ręcznej myjni czy choćby myjki ciśnieniowej. Dostępne są – i to dość rzadko – myjnie automatycznie. Luksusowe mycie samochodu to koszt 16 dolarów.
Po tych atrakcjach nastąpiło kolejne przywitanie z wulkanami. Tym razem Mount Doom z Władcy Pierścieni, położona pośrodku pustynnego i jakby wyjałowionego krajobrazu a obok dwa inne szczyty – to jeden z najpiękniejszych parków narodowych Nowej Zelandii. Nic dziwnego, że Peter Jackson użył tej okolicy zarówno w pierwszej trylogii jak i w Hobbicie, chociaż za drugim razem nie latały tu Nazgule ;-) Okolica jest posępna i smutna nawet w pełnym słońcu, skojarzenia z krainą Mordor są więc jak najbardziej na miejscu. Co ciekawe, na pustyni odbywają się ćwiczenia wojskowe i liczne tablice ostrzegają by nie zjeżdżać z drogi głównej.
Wizyta u Saurona pod Górą Przeznaczenia zakończona, czas na największe jezioro w Nowej Zelandii, Taupo. Leży ono w zagłębieniu po erupcji wulkanicznej. Jest ogromne, długość to blisko 50 kilometrów a szerokość 33 kilometry. Jazda samochodem wzdłuż obu brzegów uświadamia ten ogrom, wydaje się, że nie ma końca, a na lokalnej drodze ten przejazd trwa ponad godzinę. Jezioro, oprócz niewątpliwych walorów turystycznych, jest również ważnym elementem lokalnej gospodarki, odławia się tutaj ogromne ilości pstrągów.
Trochę o gospodarce i zarobkach – najmniejsze wynagrodzenie w Nowej Zelandii wynosi, według rządowych raportów, około 20 tysięcy dolarów rocznie. Tyle zarabiają między innymi pracownicy w fabrykach, przewodnicy, opiekunki do dzieci czy recepcjonistki. Minimalna stawka podatku to 17,5%. Maksymalne zarobki notowane jako wynagrodzenie osiągane są w sektorze IT i sięgają ponad 200 tysięcy dolarów. Oczywiście podatek jest wtedy również wyższy i wynosi 33%. Listę zawodów, które są poszukiwane w Nowej Zelandii, łatwo znaleźć na stronie urzędu imigracyjnego
I tak minął kolejny dzień w Nowej Zelandii – kraju pięknym i zróżnicowanym. Licznik Citroena pokazuje już 2200 kilometrów a to oznacza również, że powoli zbliża się koniec tej niezwykłej wyprawy tym samochodem.
Jutro Rotoura i jego wulkaniczne atrakcje a w kolejnych dniach czas wrócić na wybrzeże i skorzystać z uroków oceanu.
Citroën C4 Aircross – relacja z wyprawy:
Część pierwsza: Citroën C4 Aircross I 2013 na antypodach: Misja Nowa Zelandia
Część druga: Citroën C4 Aircross w Nowej Zelandii: 77 godzin w podróży
Część trzecia: Citroen C4 Aircross na antypodach – pierwszy dzień w Nowej Zelandii
Część czwarta: Citroen C4 Aircross na antypodach dzień 2 – na północ, tam musi być jakaś cywilizacja
Część piąta: Citroen C4 Aircross na antypodach dzień 3 – pożegnanie z północą północnej wyspy
Część szósta: Citroen C4 Aircross na antypodach dzień 4 – w krainie hobbitów
Część siódma: Citroen C4 Aircross na antypodach dzień 5 – w cieniu Mount Doom
Część ósma: Citroen C4 Aicross na antypodach dzień 6 – na styku piekła z rajem
Część ósma: Citroen C4 Aircross na antypodach dzień 7 – półwysep Coromandel i pożegnanie z Nową Zelandią.
Podziękowania
Pomysłodawcą i organizatorem testu Citroëna C4 Aircross w Nowej Zelandii jest nasz portal. Dziękujemy Citroen Polska za pomoc w organizacji wyjazdu oraz Citroen New Zealand za udostępnienie samochodu.
Originally posted 2013-11-26 07:30:15.
Najnowsze komentarze