Serce i przede wszystkim niewyczerpane pokłady cierpliwości do klasycznych samochodów mają tylko prawdziwi pasjonaci. Gross zapaleńców przecież po kolejnej błahej usterce, problemie z dostępnością części zamiennych czy koniecznej kosztownej naprawie traci zapał i znajduje sobie inne hobby.
Pasja jest chyba jedynym racjonalnym wytłumaczeniem zakupu ponad trzydziestoletniego Peugeota 605 z niedzisiejszym – paliwożernym silnikiem 3.0 V6, którego eksploatacja oznacza przynajmniej dwukrotnie większe wydatki niż przy współczesnym samochodzie.
Na entuzjastę skorego zapłacić równowartość porównywalnego Mercedesa W124 możemy czekać miesiącami bez efektu. Mi to jednak osobiście nie przeszkadza, 605 z 1990 roku w pełni granatowej konfiguracji kolorystycznej ma w sobie to coś. Układ jezdny i napędowy po doprowadzeniu do pełni sprawności gwarantuje relaksacyjny komfort jazdy.
Jazda po mieście nie robi na nim żadnego wrażenia, oczywiście w takich warunkach zużycie paliwa przekracza 20 litrów z włączoną klimatyzacją – która funkcjonuje wyśmienicie. Koleiny, czy inne nierówności na drogach krajowych także pokonuje niewzruszony, zaś utrzymanie autostradowych prędkości wciąż nie stanowi dla niego żadnego wyzwania.
Największym zaskoczeniem dla mnie osobiście jest poziom wyciszenia kabiny jaki serwowali producenci te kilka dekad temu. W tej kategorii trzydziestotrzyletni 605 zdecydowanie przewyższa pod tym względem 508 I generacji czy C5 X7. Także przestrzeni jaką zapewnia leciwy Peugeot nie da się porównać z żadnym współczesnym samochodem podobnych gabarytów.
Pierwsze półtora roku upłynęło na usprawnianiu problemów mechanicznych. Niestety to nie koniec wydatków. Mimo że pierwsze trzydzieści jeden lat swojego życia 605 spędził u jednego właściciela w Zurychu, z czego szesnaście nieużywany, powłoka lakiernicza jest mocno zmęczona. Zderzaki noszą ślady typowo wielkomiejskiej walki o cenną przestrzeń, są dodatkowo wyblakłe – w efekcie mają już wyraźnie odmienny odcień. Po gruntownym czyszczeniu nadwozia w specjalistycznym zakładzie pojawiły się ślady dawnych ingerencji agresywną chemią. Lakier na kilku elementach stał się matowy, pozbawiony blasku. Największym problemem jest jednak korozja dolnej części drzwi kierowcy. Uszkodzenie mechaniczne sprzed lat zamaskowano dosyć niechlujnie.
Na szrotach istotnie jeszcze da się znaleźć czekające na ostatnią drogę 605. Jednak długie lata spędzone pod gołym niebem w naszym klimacie w każdym egzemplarzu który był potencjalnym dawcą odznaczyły się rozwiniętą tu i ówdzie rdzą. W najbliższym czasie 605 odzyska również wizualną prezencję z katalogu. Fachowy zakład blacharsko-lakierniczy uratuje skorodowane drzwi, naprawi zarysowania i pęknięcia zderzaków które finalnie polakieruje. Odnośnie pozostałych elementów poszycia wstępnie planowane jest polerowanie.
Jaki będzie finalny efekt, zobaczymy już wkrótce. Będzie to oczywiście inwestycja bez realnych szans na zwrot w przyszłości. Ale nie ma to przecież najmniejszego znaczenia, gdy w grę wchodzi pasja.
Najnowsze komentarze