Do tego, że rządzący politycy, bez względu na opcję, doją z nas, kierowców, niemiłosierne pieniądze, zdążyliśmy się już trochę przyzwyczaić, co nie znaczy, że nie zgrzytamy z tego powodu zębami, protezami, czy co tam kto ma, lub czego nie ma. Podatki, akcyza, mandaty, korki (spalamy więcej paliwa stojąc bezproduktywnie), fotoradary ustawiane czasem w głupich miejscach tylko po to, by nas karać wyciągając z nas kasę… Przykłady można by mnożyć – wszyscy wiemy, jak jest.
Od paru ładnych tygodni jednak kandydaci na posłów i senatorów prowadzą kampanię wyborczą. Jednym z jej najpopularniejszych, bo stosunkowo (jak sądzę) tanich, w dodatku nie wymagającym specjalnego pomyślunku na ową kampanię, jest wieszanie plakatów wyborczych na czymkolwiek, zwłaszcza na przydrożnych słupach. Chyba nie znajdziemy teraz w kraju miasta, czy miasteczka, w którym większość słupów nie byłaby obwieszona plakatami, jak choinka bombkami na Boże Narodzenie. Niestety czasem jest to nie tylko przesada, ale wręcz narażanie użytkowników dróg na niebezpieczeństwo.
Zerknijcie na zamieszczone niżej zdjęcie. Wyjeżdżałem z drogi podporządkowanej w lewo. Jest czymś oczywistym, że trzeba sprawdzić, czy coś nie nadjeżdża z obu stron na drodze z pierwszeństwem przejazdu. Niestety gęsto obwieszony plakatami słup skutecznie zasłania nawet paręset metrów drogi głównej wprowadzając spore zagrożenie. Co gorsza – aby zobaczyć, co się dzieje na tejże drodze, trzeba wjechać właśnie tak, żeby zostawić drożne choć fragment przejścia dla pieszych oraz ścieżki rowerowej. Zatrzymanie się przed nimi z kolei nie załatwia sprawy, bo widoczność skutecznie zasłania dom oraz jego ogrodzenie. Nie ma więc wyjścia – trzeba stanąć tak, że… nic nie widać. Gdy nie było plakatów, widoczność była lepsza. Kiedy wiszą – nie widać naprawdę dużego fragmentu drogi oraz tego, co się na niej dzieje.
Zastanawiam się, czy gdybym zerwał te kawałki dykty z naklejonymi na nich plakatami, to zostałbym zatrzymany i osądzony w trybie wyborczym. Wszak zdejmując to, co mi zasłania, skutecznie poprawiłbym bezpieczeństwo, którego poziom przez osoby wieszające plakaty znacząco został zmniejszony. Dodam, że na drodze z pierwszeństwem przejazdu przez niemal całą dobę jest naprawdę duży ruch – czasem na wyjazd z podporządkowanej trzeba czekać nawet kilka minut! A wypadków śmiertelnych na tej długiej (ok. 8 km) ulicy było w ostatnich latach co najmniej kilka.
Nie piszcie, żebym nie głosował na tych, którzy zostali uwidocznieni na wspomnianych plakatach. To nie o to chodzi. Mi się marzy prawo, które zabroni wieszania plakatów wyborczych (czy jakichkolwiek innych) w sposób zagrażający ruchowi drogowemu. Skoro już, do jasnej cholery, tyle kasy się z nas ciągnie, to niech chociaż trochę się dla nas zrobi. Tym bardziej, że wprowadzenie zakazu obwieszania tylko części przydrożnych słupów nie będzie kosztowało żadnych pieniędzy, więc wprowadzić takie prawo można w każdej chwili, niemalże na przysłowiowym kolanie. I chyba uderzę z tym pomysłem – po wyborach – do posłów z mojego regionu, a potem będę ich nękał, co w tej sprawie zrobili. A jak będę wredny, to jeszcze będę tu o tym pisał ;-)))
A co do samych wyborów – głosujcie nie zgodnie ze swoimi sumieniami, ale rozumnie. Tak będzie lepiej. Sumienie, czy przekonania nie mają tu wielkiego zastosowania. Rozum by się zaś niewątpliwie przydał ;-)))
Krzysztof Gregorczyk
Najnowsze komentarze