Youngtimery z Francji? Jak najbardziej. Jeden z najlepszych ekspertów od nich na polskim rynku, Maciej Więsyk, właściciel firmy mClassic, opowiada o swoich doświadczeniach:
Francuskie samochody lubi wielu ludzi, bo jest za co. Nie każdy jednak je rozumie, przynajmniej na tyle by jakiś kupić. Być może ci, którzy w przeszłości byli o krok od wejścia w klimat francuskiej motoryzacji spotkali na swojej drodze miłośników aut niemieckich, którzy zaciągnęli ich do swoich mechaników… i tam przepadli.
Z mojej perspektywy nie szukam auta do codziennej eksploatacji wiec moja percepcja jest zupełnie inna. Nie interesuje mnie jak to auto będzie się sprawowano na dystansie kolejnych 100 tysięcy km, jakie będą mnie obowiązywać interwały serwisowe i co się może się zepsuć w pierwszej kolejności według internetowej wiedzy o modelu.
Mówmy o klasykach bądź autach pretendujących do tej kategorii, takich w „trudnym” wieku tj. stających na granicy youngtimera i pełnoprawnego oldtimera.
W takich przypadkach najbardziej lubię się powołać na wyjątkowo dobrze oddające sens takich wozów, definicje organizacji FIVA (Fédération Internationale des Véhicules Anciens). To egzemplarze w wieku przed 30-tką, w ponad przeciętnym stanie zachowania, użytkowane okazjonalnie. To samochody będące niezbędnym ogniwem dla zapewnienia ciągłości historycznej dziedzictwa motoryzacyjnego pomiędzy okresem ich regularnej codziennej eksploatacji, a pojazdami historycznymi oraz urzędowo uznanymi zabytkami techniki prawem chronionymi.
Szukam auta ciekawego… a najpiękniejsze jest to, że dla każdego może oznaczać to zupełnie inny zestaw cech.
Ciekawy model, wersja, konfiguracja, historia… musimy znaleźć punkt zaczepienia, na którym opiera się wartość danego egzemplarza. Mocna wersja to jedno, ale równie pożądane potrafią być wersje specjalne, okolicznościowe / rocznicowe, o unikatowej kolorystyce, wersje powstałe we współpracy ze znanymi markami, unikalne rozwiązania techniczne, potrafią nawet z popularnego modelu stworzyć świetnego klasyka. Dodajmy do tego jeszcze kilka innych magicznych cech, jak moja ulubiona małoseryjność, niski przebieg, historyczna dokumentacje, czy organiczny brak korozji w modelach, które w powszechnym przeświadczeniu już nie powinny istnieć z powodu biodegradacji. To wszystko pożądane cechy w poszukiwanych przez nas autach klasycznych (lub pretendujących young- i freshtimerach), tych które nie stanowią już codziennego środka transportu.
Sportowe wersje samochodów francuskich?
Prawdą jest, że sportowe wersje francuskich wozów to zwykle bezpieczniejsza inwestycja. Jednak ta zasada dotyczy praktycznie każdej marki i nie ma co demonizować, że w przypadku francuzów jest dużo gorzej.
Dlatego nie sposób się nie zgodzić z jednym z internetowych komentarzy, że jeden z bardziej oczywistych sposobów na zysk na francuzie to poszukiwania wśród wersji sportowych czy usportowionych danego modelu np. najmocniejsze wersje modeli – kultowe już hot-hatch’e lat 80 czy 90, tak to bezpieczna długoterminowa lokata.
Renault Twingo
Na potrzeby mojej tezy z wprowadzenia przytoczę dziś kilka zeszłorocznych przykładów z rynku francuzów.
Najbardziej znana zeszłoroczna sprzedaż jubileuszowego Renault Twingo. Polski egzemplarz od polskiego sprzedawcy profesjonalisty, osiągnął na publicznej aukcji światowy rekord ceny dla modelu i na dobre potwierdził miejsce Twingo w kategorii klasyk. Swoją drogą to genialny projekt miejskiego auta codziennego. To oczywiście nie znaczy, że każde zmurszałe Twingo powinno stać się teraz klasykiem i pobijać rekord za rekordem. Myślę, że to oczywiste jednak dla porządku wspomnijmy i przestrzegamy, że to nie działa przez klonowanie ofert.
Wobec tego jak do tego doszło, skoro nie był to sportowy model francuskiej marki, co w nim było wyjątkowego? To wczesny egzemplarz modelu Twingo w limitowanej wersji powstałej we współpracy ze znanym brandem modowym Benetton, produkowany w jednym roczniku, w najbardziej pożądanym żółtym kolorze (jednym z pięciu limitowanych) a przede wszystkim z niskim przebiegiem i fenomenalnym oryginalnym (tj. nierestaurowanym) stanie zachowania.
Polaczenie tych faktów i odpowiedniego momentu rynkowego wydaje się teraz dosyć oczywiste zgodnie z zasadą: analiza wsteczna zawsze skuteczna! Prawda jest taka, że to wyśmienita intuicja połączona z branżowym doświadczeniem lidera profesjonalnego rynku klasyków w Polsce.
Citroën Xantia – zeszłoroczny jubileusz tylko pomógł
Inny przykład, tym raz z moich zbiorów, to zeszłoroczna jubilatka – Citroën Xantia. Doskonale znany, popularny, a dla wielu nawet nudny stylistycznie model. Trzeba przyznać, że nawet entuzjaści marki potrafili jej zarzucać zbyt mało awangardy. Citroën Xantia pod koniec lat 90 i u schyłku modelu na przełomie milenium, broniła się wybitnym na tle konkurencji charakterystycznym dla marki hydropneumatycznym zawieszeniem, jednak traciła powoli dystans do konkurencji.
Świętym Graalem modelu była Xantia w wersji Activa… stanowiąca fantastyczny popis technologiczny marki. Nie do końca wiedzieć, dlaczego umieszony wprost z prototypu w nadwoziu Xantii, prawdopodobnie było to najbliższe gabarytem nadwozie. Tak powstała fenomenalna technologicznie wersja popularnego modelu. Występująca w kilku wersjach silnikowych, ale praktycznie w każdej specyfikacji małoseryjna. Mam satysfakcję, bo po raz pierwszy w Polsce na kilku zeszłorocznych wydarzeniach zaprezentowałem obok siebie dwa takie egzemplarze. Wyjątkowość wersji w tym przypadku podkreślał fabryczny stan zachowania oraz minimalny przebieg wynoszący 35 tys. km oraz 100 tys. km. Obydwa egzemplarze były doskonałym przykładem unikatowości wersji popularnego liftbacka. Obydwa osiągnęły ceny około 10 krotnie (!) przekraczające przeciętną dla modelu. Co więcej jestem pewny, idąc trendem rynków zagranicznych, że wyceny Xantii Activa, przy znikomej podaży, czekają dalsze wzrosty.
Specyfika rynku
Oczywiście, nasz rynek jest specyficzny, bo przekonania ludzi opierają się często na mitach przekazywanych z pokolenia na pokolenie… jednak jest to taka sama anomalia jak polski sentyment do wyrobów z PRL, nigdzie indziej nie znany i niezrozumiały, nie mający przełożenia na wyceny samochodów poza polska.
Nie zgodzę się, że na francuskim klasyku, young- bądź freshtimerze nie warto oprzeć inwestycji, a zarabia się tylko na niemieckich wozach. Nie jest to Mercedes lub Porsche, jednak próg wejścia jest nieporównywalnie niższy, a poczucie unikalności dużo łatwiej osiągalne. Wiele pasjonatów zaczyna to dostrzegać i to nie tylko tych zaczynających przygodę klasykami, ale też doświadczeni kolekcjonerzy nudzą się swoimi monotematycznymi zbiorami i dywersyfikują kolekcje.
Auto musi być ciekawe i basta!
Z całą pewnością znajomość rynku francuskich klasyków nie jest tak powszechna jak świadomość niemieckich bestsellerów inwestycyjnych. Tym bardziej warto wykorzystywać doświadczenie innych. Nie warto porywać się na karkołomną renowację popularnych modeli. Działajmy zgodnie z zasadą: kupujemy najlepszy stan na jaki nas stać.
Warunek jest tylko jeden: auto musi być ciekawe!
Tekst: Maciej Więsyk
przedsiębiorca, kolekcjoner, pasjonat, uczestnik rynku klasycznych samochodów, założyciel i prowadzący mClassic – ciekawe auta z wartością dodaną!
Najnowsze komentarze