Opel Astra PHEV trafił w ręce redaktorów serwisu Spidersweb. Autor artykułu postawił tezę, że Stellantis nie wie po co mu tak dużo marek. Trudno jednak się z tak postawioną tezą zgodzić.
Tymon Grabowski, redaktor Spidersweb, który jest znany m.in. z zapowiedzi pozywania osób komentujących nasz artykuł na temat jego walk z ładowarkami do samochodów elektrycznych, postanowił zmierzyć się z Oplem Astrą PHEV. W swojej opinii napisał m.in. tak: „Stellantis nie bardzo wie, po co mu tyle konkurujących ze sobą „brandów”, no ale ma tego Opla, to coś z nim tam robi, lub przynajmniej dobrze udaje”.
Pomijając używanie angielskiego w sposób, który może razić zadeklarowanych obrońców języka polskiego i purystów, to warto przeanalizować strategię Stellantis, by dostrzec, że koncern prawdopodobnie ma jednak świadomość do czego mu są owe marki czy jak kto woli „brandy”. Jest to bowiem całkiem ciekawe zagadnienie.
Stellantis posiada marki Abarth, Alfa Romeo, Chrysler, Citroën, Dodge, DS Automobiles, FIAT, Jeep Lancia, Maserati, Opel, Peugeot, Ram i Vauxhall.
Są ludzie, którzy nie zwracają uwagi na kraj pochodzenia i tradycje danej marki i zapewne takich jest większość. Ale nie wszyscy: z punktu widzenia sprzedaży danego produktu w krajach, w których istnieje silne przywiązane do lokalnych produktów, warto mieć markę lokalną. Dla Niemiec będzie to w pewien sposób Opel, dla Włoch Lancia, Fiat i Alfa Romeo, dla Francji Citroën i Peugeot, w USA będą to marki amerykańskie.
Menadżerowie Stellantis to doskonale wiedzą, dysponując zapewne znacznie dokładniejszymi danymi z badań niż dziennikarze. Reaktywacja marki Lancia nie odbywa się dlatego, że ktoś ma wielki sentyment do niej – raczej jest to efekt uważnej analizy lokalnego rynku i zbadania potencjału sprzedaży. Tak się to po prostu robi w firmach, które mają zainwestować dużo pieniędzy w jakiś produkt. Rynek włoski i ościenne są na tyle chłonne, że Lancię powinny zaakceptować i kupować.
Można więc postawić tezę, że przynajmniej dla rynku europejskiego, amerykańskiego i kilku nieco bardziej egzotycznych dla nas rynków (np. Ameryka Południowa), gdzie dana marka jest szczególnie istotna i ma długą historię, opłaca się utrzymywać ów podział. Każdy produkt – w tym przypadku samochód – ma też jakieś swoje cechy indywidualne i mimo wspólnej platformy zachowuje się i wygląda nieco inaczej. Citroën stawia na komfort, Peugeot na design i tak dalej.
Odrębną kwestią pozostaje pytanie o to, czy wszystkie te marki przetrwają po 10 latach, wyznaczonych przez Tavaresa. To pozostaje kwestią otwartą, bo Stellantis dokonuje pewnego rodzaju eksperymentu na żywym organizmie. Sposobem na obniżenie kosztów produkcji stały się bowiem wspólne platformy, napędy i oprogramowanie. Różni się wygląd zewnętrzny, wnętrza czy nastawy zawieszenia. Czy klienci zaakceptują takie podejście? To się dopiero okaże.
Czy więc Stellantis wie, po co mu tyle marek? Wygląda na to, że jednak tak. Być może nie widzą tego dokładnie lub nie rozumieją niektóre osoby piszące o rynku motoryzacyjnym, więc koncern powinien więcej zainwestować w komunikację i to jaśniej przekazywać. Jakoś jednak nie przypominamy sobie, by ten sam Pan Grabowski rozpaczał w podobny sposób w odniesieniu do dużo bardziej do siebie podobnych modeli produkowanych przez lata w Grupie Volkswagena…
Najnowsze komentarze