Zysk za wszelką cenę, kierowanie się dobrem akcjonariuszy, a nie realizowanie potrzeb klientów, koncentracja na wyniku zamiast na stałym rozwoju. Carlos Tavares powiela błędy wielu korporacji, które swe wzorce mają w ideologii biznesu popularnej w latach 70-tych. Stellantis może tego eksperymentu nie przetrwać i ma bardzo wiele problemów, z którymi sobie nie do końca radzi.
Niedawne odwołanie szefa marki Citroën nie było planowane. Vincent Cobee miał wejść w konflikt z Carlosem Tavarsem, nie chciał się zgodzić na kolejne cięcia, które miały dotknąć kultową francuską markę. Tavares postawił na swoim i zastąpił Cobee szefem marketingu Stellantis. Wszystko wydarzyło się bardzo szybko, tak że służby PR koncernu nie zdążyły nawet przygotować nowych zdjęć a komunikat o zmianach jest wyjątkowo lakoniczny. To jedno z całej serii zdarzeń, które odsłania problemy w Stellantis.
Stellantis działa według wzorców typowych dla korporacji starego typu. W języku angielskim jest takie wyrażenie, które nazywa się „shareholder supremacy”. To dążenie za wszelką cenę do działania dla maksymalizacji zysku udziałowców. Taka strategia działa, jak pokazują liczne przykłady, bardzo krótko. Tymczasem biznes, szczególnie samochodowy, to nie gra w której celem jest zwycięstwo i osiągnięcie rekordowych wyników. Celem jest utrzymanie się na rynku i stały, stabilny rozwój. Działania Tavaresa doprowadziły do osiągnięcia takich wyników finansowych, w które… nie uwierzył rynek inwestycyjny. Pisaliśmy niedawno o tym, jak niska jest wycena akcji Stellantis. Nie bez powodu.
Tavares popełnił ogromną ilość błędów, które wcześniej czy później będą się jakoś objawiać. Doprowadził do tego, że celem dla korporacji stało się zarabianie ogromnych pieniędzy, stawiając klienta na trzecim albo i szóstym miejscu. To pomieszanie pojęć i zaprzeczenie sensu działania firmy: najpierw trzeba mieć powód do działania, zaspokajać potrzeby i oczekiwania klientów a dopiero potem na tym zarabiać. Nie ma nawet jakiejś większej idei, bo hasła Stellantis są poprawne stylistycznie, ale nie niosą za sobą ani jakiego ważnego przesłania ani głębi. Ot, taka korpomowa. Gdzie tu klient? A gdzie pracownicy?
Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że prawdziwa strategia sprzedażowa Stellantis to… sprzedawanie aut dealerom. Tak, wypchnięcie samochodu do salonu kończy praktycznie proces sprzedaży, potem ma się martwić sprzedawca. W obliczu bardzo kiepskich wyników rejestracji Stellantis w lutym w Polsce najpierw dealerzy Opla a potem kolejnych marek otrzymali znakomite oferty, zachęty finansowe do brania aut, zniżki, bonusy. Wcześniej bywało z tym różnie, bo obowiązuje maksymalizacja zysku, tak zwany cash hunting. Zamiast miesiąc w miesiąc dbać o stabilną sprzedaż i wspierać dealerów, Stellantis Polska, zarządzany przez Roberto Matteucciego (Włoch, przyszedł z Opla), działa – przynajmniej obserwując to z zewnątrz – dość chaotycznie. Jak dealerzy biorą auta, to nie trzeba nic robić. Jak nie biorą, to motywujemy finansami i od czasu do czasu coś tam reklamujemy. Błąd.
Sieć sprzedaży Stellantis jest w rozsypce, trzeba ją budować w zasadzie na nowo. Część dealerów zostanie, część myślami jest już dawno w innych branżach. Na samochodach nie są w stanie zarobić. Nie dlatego, że się nie da, tylko dlatego że Stellantis im zarobić nie daje. A koszty przecież rosną. Stąd taka popularność pojęć jak PUM i skłonność do rozmów o wynajęciu nieruchomości na dłużej.
Strategia Stellantis obejmuje też masowe zwolnienia, żeby zrobić lepsze wyniki. To również dziwne podejście – jak ludzie, którzy pracują w takim koncernie, mają mu zaufać i dbać o jak najlepszą realizację swoich obowiązków, skoro odczuwają presję i strach przed zwolnieniem. To nie ma prawa działać i nie działa. Logistyka padła, dostawy szwankują, najlepsi dawno już odeszli do konkurencji – Tavares jest wściekły na Luca de Meo z Renault, za to że zabrał mu naprawdę dobrych ludzi, a ci którzy zostali sprawiają często wrażenie, że są zmęczeni, nie lubią swojej pracy i mają za dużo obowiązków. Nie tylko we Francji, w centrali, w Polsce też a może przede wszystkim.
Działania Tavaresa to realizacja starej doktryny, która nie ma prawa działać w XXI wieku. Stellanits potrzebuje pilnie zmian. I albo to dostrzeże, albo – jak to się dzieje teraz – będzie sprzedawać coraz mniej. Rynek się zmienia, oczekiwania klientów też.
Najnowsze komentarze