Kilka dni temu w jakiejś telewizji – być może nawet nie publicznej – widziałem na pasku informację, iż prezes PKN Orlen, Daniel Obajtek, zapowiedział obniżkę cen paliw w lipcu i sierpniu o 30 groszy na litrze. Ponieważ jednak byłem na kilkudniowym urlopie, na który nie zabrałem komputera (w końcu urlop, to urlop), a w telefonie nie chciało mi się grzebać, więc pomyślałem, że na rynku ropy wydarzyło się coś przyjemnego dla kierowców.
Okazuje się jednak, że nie, nic się nie wydarzyło.. Ropa brent ostatnio (od przełomu kwietnia i maja do chwili obecnej) utrzymuje się z grubsza w widełkach między 72, a 78 USD ze średnią gdzieś w okolicach pewnie 75 USD. Ropa WTI wyceniana jest na jakieś 5 USD niżej, niż brent. Skąd więc prezes Obajtek wziął pomysł obniżki cen paliw na stacjach w Polsce? Ma szklaną kulę? Nie…
Otóż od wielu już miesięcy specjaliści rynku paliw mówią wprost, że w Polsce ceny paliw na stacjach nie są już zbyt mocno skorelowane z cenami ropy na rynkach światowych. Owszem, kiedy cena ropy rośnie, pojawiają się podwyżki na polskich stacjach, ale z reguły są symboliczne. Kiedy ropa tanieje – obniżki się nie pojawiają, ewentualnie pojawiają się z opóźnieniem, i są więcej, niż symboliczne. Nierzadko benzyna tanieje o 1 grosz na litrze. Skąd więc pan Obajtek nagle weźmie obniżkę o 30 groszy?
Ceny ropy na rynkach światowych nie wykazują tendencji spadkowej. Co więcej – w związku z sytuacją w Rosji sprzed paru dni nawet lekko wzrosły. Ponieważ jednak groźba puczu została zażegnana, przynajmniej na razie, znaczących podwyżek może nie być. Ale na obniżki też bym nie liczył. OPEC prowadzi swoją politykę i raczej nie będzie chciał obniżać cen. A pan Obajtek, to nie OPEC. Skąd więc pomysł na obniżkę i jak zostanie zrealizowana, skoro nawet kilkudolarowa redukcja ceny baryłki na światowym rynku przekłada się w sposób znikomy, albo wręcz żaden, na ceny gotowych paliw w Polsce?
Otóż problem tkwi we wspomnianym braku korelacji między cenami ropy, a cenami paliw w Polsce. Daniel Obajtek prowadzi własną politykę cenową zorientowaną na maksymalizację zysków koncernu, a więc i środków przekazywanych do budżetu państwa, i nie mogę się oprzeć wrażeniu, że czyni to na zlecenie, a przynajmniej za zgodą polityków. Jesienią odbędą się w Polsce wybory parlamentarne, więc wakacje, to znakomity sposób, żeby trochę ulżyć ciemiężonemu wysokimi podatkami i w pewnym stopniu oderwanymi od rzeczywistości cenami paliw licząc na wdzięczność suwerena przy urnach wyborczych. To jednak może nie zadziałać.
Dlaczego? Otóż śmieć podejrzewać, iż spora część elektoratu rządzącej aktualnie koalicji na wakacje zwyczajnie nie jeździ. Bo przy inflacji, z jaką mamy do czynienia od mniej więcej 1,5 roku 500+ ma dziś znacząco niższą siłę nabywczą. Bo często są to ludzie związani z branżami, które w wakacje intensywnie pracują – PiS dość skutecznie zagospodarował część elektoratu tradycyjnie PSL-owskiego. Bo jednak część wyborców nie pracuje i żyje z różnego rodzaju zasiłków. Bo część z nich ma stareńkie samochody i nie rusza w trasy poza własną gminę. Taka jest prawda, zwłaszcza poza dużymi miastami i zwłaszcza na tzw. Ścianie Wschodniej.
Z drugiej strony ceny paliw dla przeciętnego kierowcy pokonującego kilka, czy kilkanaście tysięcy kilometrów rocznie, mają znacznie bardziej psychologiczne. Bo popatrzcie – cena 95-oktanowej benzyny bezołowiowej w moim mieście, to od co najmniej kilkunastu dni 6,61 zł. Obniżka o 30 groszy może się wydawać znacząca, ale realnie jest to tylko nieco ponad 4,5%. Pan Obajtek nie jest więc żadnym cudotwórcą (a coś mi mówi, że jeśli ta obniżka faktycznie się pojawi, to media rządowe będą go przedstawiać niemal w aureoli), a jedynie „zjedzie” z niemałej marży rafineryjnej.
Przypomnijcie sobie, co pisałem przed mniej więcej siedmioma miesiącami na temat tego, co się stanie, gdy data zmieni się z roku 2022 na 2023. Miałem stuprocentową rację – Orlen, będący praktycznie monopolistą na rynku hurtowym paliw w Polsce – po prostu zmniejszył marżę dyskontując w ten sposób powrót stawki VAT z obniżonej przez kilka miesięcy do 8% do standardowej 23%. Ale niektóre media twierdziły, że to pan Obajtek tak świetnie zarządza PKN-em…
No tak – świetnie, tylko dla kogo i czyim kosztem? Marże rafineryjne Orlenu są ogromne. Zresztą powróćmy jeszcze do cytowanego tekstu. Pisałem tam, że ceny ropy brent na rynkach światowych wynosiły wówczas 85 USD i spadły do 82 USD. Podałem też, że benzyna kosztowała tamtego dnia w moim mieście 6,64 zł/l. Dziś ropa jest tańsza o jakieś 8 USD za baryłkę, a ceny na stacjach – niemal takie same. OK, dziś mamy już ten 23-procentowy VAT, więc Orlen zarabia nieco mniej, ale też bardzo dużo.
Daniel Obajtek nie jest cudotwórcą. Nie jest żadnym wybitnym menadżerem. On po prostu – niewątpliwie korzystając z przyzwolenia polityków, którym przecież zawdzięcza zajmowane stanowisko – korzysta z monopolistycznej pozycji Orlenu na polskim rynku. A że co najmniej 90% paliw w Polsce dostarcza na rynek PKN, więc nigdzie nie może być taniej, skoro cena hurtowa jest wysoka.
Co ciekawe nic z tym nie zrobił nawet UOKiK. Owszem, zauważył, że mieliśmy w kraju przez kilka tygodni końcówki ubiegłego roku najwyższe ceny benzyny na rynkach europejskich i drugie najwyższe w Europie ceny oleju napędowego, ale Urząd uznał, że nic takiego się nie stało, bo „podwyżki nie były nadmierne”. Tylko sam też przyznał, że „Nie ma (…) jasnej definicji ceny nadmiernie wygórowanej”.
Swoją drogą na stacjach paliw działających na Kielecczyźnie benzyna potrafi być o dobrych 20 groszy tańsza, niż na sąsiedniej Lubelszczyźnie. Lubelszczyźnie, która głosuje dość ochoczo na partie obecnie sprawujące w Polsce władzę. Głosuje, więc pewnie jest bogata, to i za paliwa płaci więcej, niż ludzie w innych regionach. Realnie zaś Lubelszczyzna, to jeden z najbiedniejszych regionów w całej Unii Europejskiej. Polska, to jednak mocno dziwny kraj…
To, co zapowiedział Daniel Obajtek, to czysta gra wyborcza. Owszem, możemy się cieszyć – przez dwa wakacyjne miesiące wydatki na paliwo trochę nam spadną. Realnie jednak ile zapłacimy mniej za wakacyjny urlop? Samochód, który spali średnio 8 l/100 km pokonujący urlopową trasę rzędu 500 km zaoszczędzi w ten sposób raptem 12 zł. To koszt gofra z bitą śmietaną, ale bez owoców, czy dwóch niedużych porcji frytek. Demagogia, nie obniżka. Nie zmienia to jednak faktu, że pan Obajtek – oczywiście za zgodą swoich politycznych przyjaciół – spokojnie, bez wielkiego uszczuplenia przychodów Orlenu, mógłby obniżyć ceny paliw na stałe. I w tym jest właśnie problem – moglibyśmy płacić mniej, ale płacimy więcej.
Bo od września ceny paliw mogą znowu wzrosnąć. Czy wzrosną? Mimo wszystko nie sądzę… Dlaczego? Bo rządzący będą się bać reakcji ludzi na taki krok na mniej więcej 1,5 miesiąca przed wyborami. Pozwolą nam się – kosztem niewielkiego w gruncie rzeczy ograniczenia marży rafineryjnej Orlenu – przyzwyczaić do nieco niższych cen paliw. A po wyborach…
Po wyborach, to nie wiem, co będzie, bo tak jak Daniel Obajtek też nie posiadam szklanej kuli.
Krzysztof Gregorczyk; wykresy: money.pl i UOKiK
Najnowsze komentarze