Zbliżające się wybory do Europarlamentu a w Polsce także wybory samorządowe będą okazją do bardzo ciekawych dyskusji na temat przyszłości motoryzacji. I mogą wyznaczyć zupełnie nowe linie podziałów politycznych. Ślepy pęd do elektryfikacji, który do tej pory widzieliśmy, powoli ustępuje pierwszym objawom zdrowego rozsądku.
Cała sprawa z elektrykami przypomina mi nieco początek XXI wieku i bankę z dotcomami. Wystarczyło wtedy założyć firmę zajmującą się internetem, nazwać ją COŚTAM.com i działać, zbierając grubą kasę od inwestorów. Potem bańka napuchła i pękła z wielkim hukiem a internet począł się budować w pewien sposób na nowo i przybierać bardziej dojrzałą formę.
Samochody elektryczne też najpierw były niszowe, potem nagle ogłoszono wielkie bum, a teraz przemysł zaczyna przyznawać, że ma jednak problem a klienci jakoś masowo nie rzucili się wymieniać swoich aut i nawet fanboye elektryków a szczególności smartfonów na kołach zaczynają przeczuwać, że jest jakiś problem. Osobiście bardzo lubię jeździć elektrykami, pokonałem nimi dziesiątki tysięcy kilometrów, ale wady widzę. Choćby takie, jak powiedział mi kiedyś redaktor naczelny Francuskie.pl, gdy dzwonił z propozycją wzięcia takiego auta do testu: Ty sobie go gdzieś naładujesz, a u mnie w pod Lublinem jest bryndza. Fakt, infrastruktury nam brakuje!
Jakie to kłopoty z elektrykami mamy jako Europa? Z jednej strony chcemy na własne życzenie zamordować przemysł zatrudniający miliony ludzi, z drugiej zaś nie zbudowaliśmy wystarczających zasobów, aby miliony aut elektrycznych puścić na nasze drogi. Wiele spraw zupełnie podstawowych jeszcze nie jest załatwionych.
Przebłyski zdrowego rozsądku zaczynają przejawiać producenci. Citroën po cichu i bez większego rozgłosu przywraca na niektórych rynkach europejskich spalinowe Berlingo i nawet chce wkładać pod maskę diesla. Nagle dotarło do wysoko opłacanych menadżerów, że mamy rok 2023 i jeszcze nie czas na masowe wdrażanie aut na bateryjki.
To ciche działanie jest w rzeczywistości wielkim ciosem we wszystkie strategie elektryfikacji. Diesel nagle zmartwychwstał i okazuje się być na powrót dobry. Bo on może być czysty, pod warunkiem, że nie będzie się oszukiwać testów spalin w imię zysku, że dopracuje się technologie. Ma swoje zalety. Gdyby jeszcze Stellantis ogłosił powrót 2.0 HDi do swoich modeli, rynek by eksplodował ze szczęścia a dealerzy wysłaliby Tavaresowi dziękczynne dary za rozsądną decyzję.
Idą wybory do Europarlamentu i stawiam dolary przeciwko orzechom, że będzie to jeden z tematów kampanii. Dla niektórych polityków niewygodny, dla niektórych ważny. Dla nas kierowców, to temat kluczowy. Dla naszych miejsc pracy też. Warto o tym pamiętać.
W Polsce warto polityków bezustannie pytać o Strefy Czystego Transportu. Nie lubią tych pytań, szczególnie o magiczne granice strefy, pieniądze na zmianę auta albo co zrobić z seniorami, którzy potrzebują transportu a nie stać na nowe blaszane konie. Będzie ciekawie.
Mam wrażenie, że społeczeństwo stało się bardziej aktywne i chce brać udział w życiu politycznym. Dajmy znać politykom, że temat ograniczania naszych praw bezkarnie nie przyjdzie. Nie ma mowy!
Najnowsze komentarze