Citroën DS, wyposażony w zawieszenie hydropneumatyczne, może jechać mimo przestrzelonych opon. Ta cecha, w połączeniu z pełną sterownością auta po ostrzelaniu z broni automatycznej, pozwoliła uratować życie generała de Gaulle’a.
Był ciepły sierpniowy wieczór, 22 sierpnia 196 roku. Citroën DS generała de Gaulle’a, jechał w obstawie do Colombey-les-deux-Eglises w Haute-Marne. Około godziny 20:30 kolumna prezydencka dotarła do Petit-Clamart pod Paryżem. Generał siedział na tylnym siedzeniu, obok swojej żony. Za kierownicą znajdował się podoficer żandarmerii François Marroux a na miejscu pasażera z przodu, w roli ochrony, siedział pułkownik Alain de Boissieu, zięć prezydenta. Kolejny DS eskortował oficjalny pojazd, a za nim podążało dwóch policyjnych motocyklistów.
Konwój jechał z dość dużą prędkością po drodze i zbliżał się do ronda, gdy nagle rozległ się ogień z broni automatycznej. Samochód został trafiony co najmniej kilkoma kulami. Napastnicy starali się celować początkowo w koła, bo chcieli prezydenta porwać, ale gdy zobaczyli, że mimo przebicia dwóch opon nie przynosi to efektu i auto nie staje, przenieśli ogień wyżej.
Reagując z wielkim opanowaniem, kierowca zdecydowanie przyspieszył. W prezydencki konwój wjechał tymczasem inny Citroën DS, tym razem napastników. Zaczęli oni również strzelać, ale to nic nie dało. Pomimo gradu kul spadających na samochód – łącznie naliczono ich ponad 150 – prezydencki samochód zdołał uciec napastnikom, jak się później okazało, nacjonalistom – zwolennikom francuskiej Algierii, którzy zostali później aresztowani.
Wysiadając z samochodu, generał oświadczył krótko:
– Strzelali jak do zwierząt!
Małżonka prezydenta, Yvonne de Gaulle, otrząsnęła się z emocji i również wykazała się poczuciem humoru:
– Mam nadzieję, że kurczakom nic się nie stało!
Policyjna eskorta uśmiechnęła się. Nikomu nic się nie stało, im nic nie było, ale byli nieco zaskoczeni takim sposobem mówienia. Pani de Gaulle szybko została uspokojona co do członków swojej eskorty i martwiła się tylko o zdrowie drobiu zamkniętego w bagażniku samochodu.
W karoserii prezydenckiego wozu znaleziono kilkanaście dziur po kulach, napastnikom udało się wybić jedną szybę, przebito też dwie opony. Generał i jego żona wyszli ze zdarzenia cało. A Citroën zyskał na tym zdarzeniu tak wielką sławę, że złośliwi mówili później, iż marka sama wynajęła zamachowców, co oczywiście nie było prawdą.
Najnowsze komentarze