Wiele spraw związanych z motoryzacją pokazuje wielką słabość polskiego państwa. W sytuacji, gdy ma zająć się ochroną praw kierowców, okazuje się bezradne. Szybko i bezwzględnie działa tylko wtedy, gdy trzeba pobrać od nas kolejną opłatę albo podatek.
Polskie drogi są dla kierowców drogie i wyboiste a w sytuacji, w której państwo powinno wystąpić w obronie posiadaczy samochodów urzędnicy działają wyjątkowo opieszale. Gdy w Polsce wybuchła afera dieselgate, dwa urzędy, które powinny sprawą zająć się od razu i w krótkim czasie podjąć odpowiednie decyzje, korzystne dla posiadaczy wadliwych Volkswagenów z oszukańczymi układami oczyszczania spalin, działały opieszale i nieskutecznie. Postępowania trwały latami i dla przeciętnego właściciela auta nie wynikało z tego nic. Dla porównania w co najmniej kilku krajach Volkswagen został ukarany gigantycznymi kwotami, z których przynajmniej część trafiła do do oszukanych klientów.
Od dłuższego czasu znany jest problem z układami AdBlue. UOKiK co prawda otrzymał zgłoszenia od właścicieli aut, ale wygląda na to, że dopiero się zastanawia czy w ogóle powinien się tym zajmować. We Włoszech sprawę niedawno rozwiązano systemowo – odpowiednik polskiego Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów nie miał wątpliwości po czyjej stronie stanąć. Kierowcy mają tam sojusznika. W Polsce, jeśli sami się tym nie zajmiemy, jako właściciele aut, to zapewne nikt nam nie pomoże.
Tę opieszałość państwa pokazuje też sprawa bulwersującego wypadku na autostradzie A1. Człowiek, który pędził swoim BMW i spowodował wypadek, w którym zginęła rodzina z małym dzieckiem, wyjechał z Polski niezatrzymywany przez nikogo. Dwóch świadków, którzy z nim jechali, przesłuchano dopiero po 10 dniach i gdyby nie ogromny nacisk zbulwersowanej opinii publicznej, zapewne nie byłoby ani listu gończego, ani jakiejś większej aktywności organów. Początkowo policja i prokuratura zdawały się być sparaliżowane, bo temat dotyczył człowieka z pieniędzmi i koneksjami a jedną z jadących z nim osób okazał się znany adwokat. Zadziałał układ i dopiero sprzeciw społeczny wymusił działanie urzędników.
Policja to zresztą odrębne zagadnienie, bo ich działanie w obszarze dróg i transportu to często realizacja absurdalnych działań na rzecz poprawy wewnętrznej statystyki, chowanie się za krzakami nie ma nic wspólnego z bezpieczeństwem.
Ale czy to znaczy, że płacąc tym ludziom w urzędach i służbach mundurowych za ich pracę nie mamy prawa wymagać aby działali szybko i sprawnie? Czy za każdym razem trzeba stać nad jednym czy drugim z medialnym batem i wszystko nagłaśniać, aby w ogóle im się chciało pracować? Gdzie owo sprawne państwo, które tak chętnie dobiera nam się do kieszeni, bo kierowcy są najbardziej chyba obciążoną podatkami grupą społeczną. Gdzie realizacja podstawowych obowiązków, za które tym wszystkim ludziom przecież płacimy?
Kierowcy potrzebują najwyraźniej silnej własnej organizacji, która będzie zmuszać państwo do działania. Bo na razie wygląda to bardzo źle – państwo jest, ale okazuje się silne jedynie wobec słabych, bezradne wobec dużych i mocnych.
Najnowsze komentarze