Gdzie jest granica podwyżek? Koncerny samochodowe podwyższają ceny, chcą też wprowadzać różnego rodzaju usługi cyfrowe na pokład naszych aut. Wszystko to ma zwiększyć ich przychody. Tylko czy na pewno to jest dobra droga? Niekoniecznie.
Stellantis podał w swoim najnowszym komunikacie, że chce mieć 20 mld euro przychodów z usług cyfrowych z 34 milionów samochodów. Nawet jeśli te liczby są tylko przybliżone, to można dość łatwo obliczyć, że plan Carlosa Tavaresa zakłada przychód na poziomie 600 euro od jednego auta. Według dzisiejszego kursu to blisko 2,7 tysiąca złotych. Dużo za dużo.
Być może część tych przychodów będzie pochodzić z udostępniania a właściwie sprzedawania danych podmiotom trzecim, ale nadal pozostaje jakaś kwota do zapłacenia przez klienta końcowego.
Do tej pory koszty związane z samochodem dla kierowców dotyczyły zakupu, ubezpieczenia, przeglądów i ewentualnie aktualizacji map. Kosztu przeglądów i serwisu można uniknąć, wykupując z góry serwis, który w Stellantis może trwać nawet 8 lat. Bardzo wygodne rozwiązanie. Ktoś kto jest przyzwyczajony do jednorazowego kosztu auta słysząc, że będzie miał teraz korzystać z jakichś cyfrowych usług lub opcji włączanych zdalnie, musi się zastanawiać nad kosztami.
Oczywiście jeśli Stellantis przygotowałby rozsądne propozycje za kilka – kilkanaście złotych miesięcznie i naprawdę ciekawe usługi, zapewne nie byłoby problemu. Ale mówienie o miliardach euro przychodów musi budzić zrozumiałe zdumienie, bo mówimy o średniej kwocie z każdego samochodu na poziomie kilkuset euro. To naprawdę bardzo dużo.
Powstaje też pytanie, skąd Tavares weźmie klientów, skoro sprzedaż koncernu nie wygląda wcale tak różowo (w Polsce to równia pochyła) i czy na pewno owi klienci będą chcieli płacić? Doświadczenia z platformami typu Netflix czy Spotify wcale nie muszą przenosić się na samochody. Koncern typu Stellantis zapewne dysponuje analizami i badaniami, ale czy w obliczu kryzysu na całym świecie wyniki są aktualne? Nie musi tak być.
Wszelkie próby wiązania klientów z samochodami poprzez jakieś usługi mogą się skończyć dla producenta bardzo źle – na dzisiaj trudno optymistycznie patrzeć na scenariusz, w którym ktoś ma dodatkowo płacić za swoje auto w jakiejś średnio przydatnej usłudze. Oczywiście w przyszłości może się to zmienić, ale malejąca siła nabywcza ludności odbija się raczej spadkiem wartości kupowanych aut niż jego wzrostem. Rośnie rozwarstwienie społeczne, co widać po wzrostach w Dacii oraz… w markach premium.
Jest jeszcze jedna strona danych pozyskiwanych z samochodu i usług cyfrowych. Prywatność. Czy na pewno chcemy, aby oprócz smartfona inwigilował nas własny samochód? Czy może jednak pojawią się usługi prywatyzacyjne – totalne zablokowanie transmisji czegokolwiek z auta? Przyszłość pokaże.
Najnowsze komentarze