Producenci nowych samochodów zmieniają swoją politykę w zakresie marż i produkcji. Wielu z nich, tak jak Stellantis, woli produkować mniej, ale zarabiać więcej. W efekcie sprzedaż maleje a nowe samochody stają się coraz droższe. Zmniejsza się ilość klientów a cieszą się konkurenci choćby z Chin. Wkrótce możemy być świadkami końca świata motoryzacji jaki znamy. Nowy samochód stanie się niedoścignionym marzeniem a my będziemy skazani na wynajem krótkoterminowy, bo stare auta zostaną zakazane. To już się dzieje.
Dlaczego samochody drożeją? Z jednej strony przez nas samych: znikają tanie propozycje z segmentu A i B, pojawia się za to coraz więcej nowych aut w segmencie kompaktowym. Ne chcemy już jeździć małymi autkami, crossover czy SUV to minimum. Efekt? Za kilka centymetrów wyżej płacimy kilkadziesiąt procent więcej. Producenci skrzętnie wykorzystują nasze upodobania i wycofują z oferty tanie małe auta. Mówią, że koszt ich produkcji zbliżony jest do tych większych, ale to nie do końca prawda. To raczej chęć ukrycia dużej różnicy w cenie.
Kolejny powód tego, że auta drożeją, kryje się też w słowie marża. Obsesję na tym punkcie ma Carlos Tavares, który wyciska ze Stellantis każdego eurocenta. Inni nie są dużo lepsi, ale może lepiej się z tym kryją. Tavares mówi wprost, że chce obniżyć koszty produkcji, sprzedaży i marketingu o 50%. Tyle, że tak się nie da, to nie jest równanie matematyczne a raczej równia pochyła ze spadkiem. Czego, zapytacie? Spadkiem sprzedaży rzecz jasna. I to bardzo dobrze widać: Stellantis sprzedaje coraz mniej, maskując owe spadki zwiększaniem się udziału w rynku samochodów elektrycznych. Wszystkie komunikaty firmy są pełne bombastycznych stwierdzeń o byciu liderem w najmniejszym segmencie BEV. Super, ale rynek masowy jest gdzie indziej.
Marża stała się obsesją producentów a gdzie lepiej ukryć marże jak w większych samochodach? Wszystko po to, aby akcjonariusze dostali większą dywidendę a menadżerowie jak największe wynagrodzenie. Dziwnym trafem Tavares skupia się na tych celach, z których jest rozliczany a sprzedaż w sztukach nie jest tym parametrem. Za to marża już owszem. I za to kasuje miliony, przy okazji kasując zatrudnienie, fabryki, dealerów i produkcję nowych aut. Genialna strategia! Tyle, że nie dla całego rynku.
Pisze o tym L’Auto Journal: „Polityka wysokich marż ma swoje poważne wady. W w pierwszej połowie 2023 roku w Europie Stellantis odnotował spadek udziału w rynku z 19,6% do 17,8%. Oznaki „wypadania” producentów samochodów z rynku są coraz bardziej widoczne.”
I rośnie ubóstwo motoryzacyjne. Wypadamy jako klienci z rynku, bo stać nas na coraz mniej. Nie tylko w Polsce. Badana w znacznie bogatszej od nas Francji pokazały, że skala zjawiska jest coraz większa. „W departamentach o najmniej zamożnej populacji spadek sprzedaży nowych pojazdów jest znaczny: na przykład mieszkańcy Audois kupili 22,4% nowych pojazdów prywatnie w 2019 roku, ale tylko 17,6% w 2022 roku. To samo dotyczy Pyrénées-Orientales (z 25,1% do 19,4%) i Haute-Corse, gdzie wskaźnik spadł z 54,4% do 44,2% w ciągu 3 lat” – dodaje L’Auto Journal.
Konsekwencje zmian w sile nabywczej widać w całej Europie. Równocześnie rosną bowiem ceny samochodów używanych a mogą wzrosnąć jeszcze bardziej, do producenci aut zamierzają zmonopolizować ten rynek i już dzisiaj tworzą spółki, które mają kupować auta od klientów po kilku latach eksploatacji, fabrycznie odświeżać i znowu wpuszczać na rynek. Koło się zamyka. Tak modna gospodarka obiegu zamkniętego ma, jak widać, swoją ciemną stronę.
Rosnące ceny aut używanych, już dzisiaj widoczne, powodują wzrost zainteresowania ofertami najstarszymi. We Francji popyt przenosi się na najtańsze pojazdy w wieku 15 lat i starsze, w Polsce na 20-25 letnie! To dobrze widać w statystykach.
Strategia wyciskania jak najwyższych marż może być dla europejskich producentów zabójcza. Samochód staje się produktem luksusowym, niedostępnym a za rogiem czekają już małe chińskie rączki ze swoimi tanimi samochodami i spokojnie przygotowują się do zastąpienia europejskiej motoryzacji.
Najnowsze komentarze